31 marca 2014

caNa wstępie poczuwam się do odpowiedzialności, by ostrzec Was przed tym, co powinno się zrobić przed projekcją filmu. Przed seansem należy wypić kilka litrów herbatki uspokajającej, znaleźć swoje miejsce zen i nie zabierać ze sobą żadnych ostrych przedmiotów. Nie chcecie w końcu w przypływie ataku zranić kogoś siedzącego nieopodal Was lub, co gorsze, samych siebie. Na sale wchodzicie wyciszeni, spokojni i zrelaksowani. Do tego nie myślicie o pierwszej części filmu, która, co tu dużo mówić, była przeciętną produkcją. Najlepiej wszelkie napoje i przekąski odłożyć w bezpieczne miejsce, gdyż wylanie zawartości kubka, i to na siebie, nie należy do atrakcji dnia. Jeżeli zastosujecie się do moich rad, istnieje prawdopodobieństwo, że nic się Wam nie stanie podczas oglądania najnowszej odsłony „Kapitana Ameryki”.

Steve Rogers ma dość roli marionetki. Wie, że Fury nie wtajemnicza go w najważniejsze elementy misji, przez co Kapitan nie jest w stanie odpowiadać za ich przebieg. Bohater zaczyna rozważać odejście z S.H.I.E.L.D. Kiedy jednak Nick zostaje zaatakowany, Kapitan postanawia dowiedzieć się, kto stoi za zamachem na Fury’ego i jakie informacje mieszczą się na pendrivie, który otrzymał od Nicka. W poszukiwaniu odpowiedzi na pytania pomaga protagoniście Czarna Wdowa, kiedy jednak odkrywają prawdę, stają się jednymi z najbardziej poszukiwanych ludzi w Ameryce.

„Zimowy żołnierz” to, zaraz po pierwszej części „Avengers”,najlepszy film o superbohaterze, jaki kiedykolwiek obejrzałam. A produkcji przedstawiających walkę wysłanników dobra w lateksowych kostiumikach widziałam całkiem sporo. Pierwsza część „Kapitana Ameryki”, zresztą tak jak i „Thora”, nie okazała się spełnieniem marzeń fana komiksów Marvela, jednak kolejna zrekompensowała wszystko z nawiązką.

W „Zimowym żołnierzu” nie ma elementu, który mogłabym określić jako nieudany czy niepotrzebny. Wszystko, dosłownie wszystko zostało dopracowane i przedstawione z niezwykłym pietyzmem. Dla osób niezaznajomionych z pierwszą odsłoną produkcji twórcy przygotowali małe przypomnienie wydarzeń ze wcześniejszego filmu. Retrospekcje nie są nachalne czy źle wkomponowane do fabuły, wręcz przeciwnie – każde wspomnienie znajduje się w odpowiednim miejscu, tworzy  spójny element z opowiadaną historią. I chwała twórcom za to! Bo bardzo często wszelkie retrospekcje okazują się jedną wielką pomyłką, która zakłóca płynność wydarzeń.

Druga odsłona „Kapitana Ameryki” to największa dawka akcji, jaką może sobie wyobrazić mały, szary widz. Film rozpoczyna się od spokojnego treningu Steve’a, by dosłownie po kilku minutach odbiorca został wrzucony na głęboką wodę akcji. Wielkie „boom” na początku to jednak nic w porównaniu z tym, co dzieje się później. Wybuchy, niezliczona ilość pocisków, które trafiają w samochody, ludzi i bohaterów, oraz to, co najbardziej mi się spodobało – ogromna liczba high kick, kick over i ass-whipping. Sekwencje walki Ameryki i Zimowego żołnierza dosłownie wbijały w fotel, podnosiły ciśnienie i przyprawiały o zawroty głowy. Nie wspomnę o tym, co wyprawiała na ekranie Czarna Wdowa.

Efekty specjalne – cóż, na pewno wszelkie cuda pojawiające się w filmie są z najwyższej półki. Muzyka świetnie współgra z akcją, a bohaterowie… Steve przechodzi wielką metamorfozę wewnętrzną – zaczyna odnajdywać się w XXI wieku, dostrzegać wady ludzi i negować rozkazy władz. Nadal kieruje się w życiu swoimi wartościami, ale dostosowuje je do sytuacji, w jakiej się znajduje. Skopanie przysłowiowego tyłka koledze z jednostki? Teraz nie stanowi to żadnego problemu. Jedno jest pewne, Iron Man byłby dumny!

Bardzo dobrym rozwiązaniem okazało się poszerzenie roli Czarnej Wdowy – ta kobieta wie, jak pozbyć się wroga. I robi to z niezwykłą gracją i finezją. Do tego pokazuje, że nie jest tylko maszynką do zabijania, ale ma uczucia, jest lojalna i czasami nawet ją dopadają wątpliwości. Mam nadzieję, że film, w którym to ona zagra pierwsze skrzypce, rzeczywiście powstanie.

„Kapitan Ameryka” to film o zaufaniu, gotowości do poświęcenia siebie w imię wyższych idei, ale pojawia się tutaj również jeszcze  głębsze dno. W produkcji można odnaleźć elementy politycznego thrillera. Pojawia się intryga, zdrada na jednym z wyższych szczebli, inwigilacja i działania osób zajmujących wysokie stanowiska. Hitler, Stalin – każdy z nich miał swoją wizję idealnego świata, nie inaczej jest w przypadku antagonisty tej części „Kapitana Ameryki”.

„Zimowy żołnierz” przyprawia o dreszcze, gęsią skórkę i przyspieszone bicie serca. Żaden film o marvelowskim bohaterze nie był tak dobrze nakręcony i nie zapewniał tak godziwej rozrywki. A sceny po napisach, tylko zwiększają apetyt na trzecią część produkcji o przygodach symbolu Ameryki. Moje uzależnienie sięgnęło najwyższego punktu: chcę więcej i to już. Nie wiem, czy któraś z kolejnych produkcji o superbohaterach, jaka ma się pojawić w tym roku, dorówna „Kapitanowi Ameryce”. Ten film postawił poprzeczkę bardzo wysoko i nie łatwo będzie jej dosięgnąć.

Katriona