27 października 2014

RIPD filmPołączenie westernu, science fiction i komedii kryminalnej nie gwarantuje komercyjnego sukcesu. Robert Schwentke (Zaklęci w czasie, Plan lotu, Red) zaproponował widzom powtórkę z rozrywki i się przeliczył. Rest In Peace Department jest niczym innym jak połączeniem rozwiązań fabularnych znanych z Facetów w czerni i Uwierz w ducha, dodatkowo okraszonych smaczkami w klimacie dzikiego zachodu.

Fabuła filmu jest bardzo prosta: to historia zabitych policjantów i stróżów prawa, po śmierci otrzymują oni drugą szansę, mogąc odpokutować swoje przewinienia w służbie Wydziału ds. Wiecznego Odpoczynku. Dobroduszny i łatwowierny Nick (Ryan Reynolds) trafia pod opiekę Roy’a (Jeff Bridges), lekko zdziwaczałego egocentryka, z którym ciężko mu się dogadać. Policjanci węszą, tropią i ścigają zbuntowane dusze, po śmierci permanentnie unikające rozprawy na Sądzie Ostatecznym i ukrywające się w ludzkich ciałach, grasując po Ziemi i załatwiając swoje własne interesy. Kiedy nad nieco nieudolnymi partnerami pojawia się wizja zagłady świata żywych, jak za sprawą czarodziejskiej różdżki, Nick i Roy znajdują wspólny cel, dzięki czemu z przekomarzających się tajniaków przeobrażają się w prawdziwych funkcjonariuszy i stróżów duchowego porządku.

Najnowsze dzieło Schwentke kosztowało ponad 300 milionów dolarów, z czego lwią część pochłonęły efekty specjalne. Tym nie można wiele zarzucić, bowiem w zestawieniu z 3D zwyczajnie cieszą ludzkie oko. Do tych udanych zaliczam przede wszystkim scenę śmierci Nicka, wizję tunelu łączącego niebo z Ziemią oraz finałowe ujęcia. Nieco rozczarowuje przedstawienie zbiegłych dusz, ponieważ wyglądają bardziej jak wyjęte z kreskówek Cartoon Network niż z przebojowego blockbustera. R.I.P.D. nadrabia za to dialogami, są dobrze ułożone i błyskotliwe, dzięki czemu urozmaicają często sztucznie przedłużającą się akcję i pościgi. Tempo wydarzeń jest szybkie już od pierwszych minut i wcale nie zamierza zwolnić, zaś bohaterowie po drodze niszczą i rozwalają wszystko co się da. Sceny walki nie zapierały tchu w piersiach, bowiem każdy nierealistyczny moment można było wytłumaczyć jednym słowem – science fiction. Trochę szkoda, bo motyw przewodni filmu i duży budżet pozwalały zaprezentować coś na poziomie. Spodziewałam się czegoś ciekawszego, a wyszło przeciętne.

R.I.P.D. jest idealną metaforą współczesnej, hollywoodzkiej wieży Babel. Rozłożona na pojedyncze elementy wydaje się bardzo atrakcyjna: gliniarz z moralnymi problemami, zdrada przyjaciela, kowboj niemogący się odnaleźć w nowych warunkach pracy, światowy spisek do rozwiązania i ciekawi bohaterowie, jednakże w połączeniu to wszystko wyszło po prostu nijako. Wtórność i przewidywalność – to główne zarzuty stawiane komiksowej ekranizacji o agentach z zaświatów. Duet w wykonaniu młodego narwańca (jedynie gra aktorska Reynoldsa wypadła słabo na tle pozostałych postaci) i starego wyjadacza (dobra rola Bridgesa, a zwłaszcza jego artykulacji i akcentu) nie jest w stanie uratować schematyczności fabuły. Spośród drugoplanowych bohaterów wyróżnia się postać grana przez Kevina Bacona (moja ulubiona) – klasyczny, skorumpowany i zły policjant, który po śmierci przyjaciela dobiera się do jego żony. Z góry wiadomo, że nie czeka go nic dobrego, jednakże to właśnie jego pod koniec filmu było mi najbardziej szkoda. Mimo słabo zarysowanego profilu psychologicznego, sympatycznie wypadła Proctor w wykonaniu Mary-Louise Parker.

Rest In Peace Department jest smutnym odbiciem tendencji we współczesnej kinematografii – wszystko, co najlepsze w filmie, zostało zaprezentowane w trailerze: nowe awatary Roy’a (piękna, złotowłosa seksbomba) i Nicka (malutki i stary Chińczyk), moment oderwania duszy od ciała i zatrzymania wydarzeń w ziemskiej czasoprzestrzeni oraz pastisz dzikiego zachodu. W przypadku tego ostatniego pojawiło się kilka momentów deprecjonujących świat westernu, jednak miałam wrażenie, że reżyser pomylił dekady i zwyczajnie spóźnił się z parodią dobrych kilkadziesiąt lat. Ścieżka dźwiękowa filmu była przeciętna, bowiem niczym się nie wyróżniała (co jest trochę dziwne, bo odpowiadał za nią twórca muzyczny takich przebojów, jak trylogia Kac Vegas czy Pitch Perfect).

Podsumowując, producenci chyba mieli zbyt wygórowane ambicje, bowiem chcieli w błyskotliwy sposób połączyć westernowy pastisz, współczesną wersję Uwierz w ducha oraz zabawne science fiction, jednakże na dobrych chęciach się skończyło, ponieważ finalny produkt zaliczam do kinematografii typu „ujdzie, bez szału”. R.I.P.D. jest przykładem komiksowej ekranizacji, której nawet wysoki budżet i nazwiska dobrych aktorów nie są w stanie uratować przed letnią klęską finansową. Do kina można się wybrać, ale jedynie w przypadku braku lepszych propozycji filmowych.

Pattyczak

Oryginalny tytuł: R.I.P.D.
Gatunek: Akcja |  Komedia kryminalna
Długość: 96 minut
Język: angielski
Produkcja / Rok: USA 2013
Premiera polska: 09.08.2013
Reżyseria: Robert Schwentke
Scenariusz: Phil Hay, Matt Manfredi
Muzyka: Christophe Beck
Montaż: Mark Helfrich
Zdjęcia: Alvin H. Kuchler

Obsada:
Roy – Jeff Bridges

Nick – Ryan Reynolds

Hayes – Kevin Bacon

Proctor – Mary Louise Parker

Julia – Stephanie Szostak

Avatar Roy’a – James Hong