12 lutego 2016

Złoczyńcy znad NiluTo było moje pierwsze spotkanie z twórczością Stevena Saylora, nie należało ono do najbardziej udanych – muszę przyznać, że mocno się rozczarowałam jego książką. Kryminalna powieść z czasów rzymskich – właśnie to obiecywał mi napis na okładce, a ja uwierzyłam, że rzeczywiście otrzymam taka historię. Niestety skończyło się na tym, że kupiłam kota w worku – książka okazała się bliżej niezidentyfikowanym utworem, który to niby ociera się o kryminał, czy dokładniej o powieść sensacyjno-awanturniczą, jednak całe to przyporządkowanie jest grubymi nićmi szyte. Znajdziemy w niej na pewno przygodę, czy ciekawą i niezwykłą zależy już od gustu czytelnika, a także balansowanie na granicy prawa, choć niezamierzone przez protagonistę, w końcu odnajdziemy również wątek miłosny, jedyny potraktowany bardziej na poważnie. Tylko, że każdy z tych elementów nie do końca okazuje się tym, czym powinien. Zacznijmy jednak od początku.

Czyli od porwania niewolnicy Gordianusa – Bethesdy. Dziewczyna zostaje uprowadzona przez szajkę zbirów, a bohater rozpacza po jej stracie. W końcu kocha swoją niewolnicę jak mało kogo. Właśnie owo uczucie przyczynia się do tego, że młody Rzymianin rusza na ratunek ukochanej – chce odnaleźć grupę porywaczy i odbić dziewczynę. Oczywiście nie będzie to łatwe zadanie, tak przynajmniej mówi rozsądek. Czy bohaterowi uda się odzyskać ukochaną?

Całą fabułę książki można opisać kilkoma słowami: porwanie ukochanej, podróż w celu jej odnalezienia i próba wyswobodzenia z rąk rzezimieszków. Nic dodać, nic ująć. Cała powieść to bardzo nudna i wlekąca się historia – sam motyw przygody został potraktowany po macoszemu, niby coś się dzieje, jednak każde wydarzenie jest przewidywalne, stereotyp goni stereotyp, a czytelnik nie otrzymuje nic, czym autor mógłby go zainteresować. Ubogo, nijako i bez większego polotu.

Motyw miłości został zamieniony w swego rodzaju pean – bohater jawi się niczym cierpiący z powodu miłości Werter. Wprawdzie ukochana Gordianusa odwzajemnia jego uczucie, jednak chwile, kiedy protagonista przebywa bez swojej kobiety są tak samo mało ciekawe jak te, kiedy bohater Goethego cierpi, bo jego luba woli innego. Takie przedstawienie i rozwinięcie wątku nie zachwyci odbiorcy.

A wspomniany wyżej wątek kryminalny? Jest go tyle, co kot napłakał. Autor wolał skupić się na sile miłości i determinacji bohaterów. Kiedy w końcu pojawia się jakieś światełko w tunelu – banda rzezimieszków – Saylor nadal nie potrafi tak poprowadzić fabuły, by czytelnik chciał śledzić dalsze losy protagonistów.

Gordianus to jedna z najmniej ciekawych postaci z literackim światku – nie posiada osobowości, nie wyróżnia się z tłumu niczym poza wielką miłością, jest papierowy i bezosobowy. Paradokslanie, najciekawszy charakter w powieści ma wiedźma, która jako jedyna przejawia jakąkolwiek ikrę. Szkoda tylko, że pojawia się w tak niewielkiej liczbie scen.

Złoczyńcy znad Nilu rozczarowują. Trudno nazwać tę książkę kryminałem, gdy tylko ociera się o ten gatunek. Brakuje dreszczyku emocji, postaci są nijakie, a fabuła wlecze się niemiłosiernie. Gdyby jeszcze na końcu autor zaskoczył czymś czytelnika, ten niesmak nie byłby aż tak duży. Niestety Saylor nie do końca wie, jak budować napięcie i tworzyć inspirujące powieści. Choć na czasach starożytnych na pewno się zna.

Katriona

Autor: Steven Saylor
Tytuł: Powieść z czasów rzymskich – Złoczyńcy znad Nilu
Tłumaczenie: Janusz Szczepański
Wydawnictwo: Rebis
Miejsce wydania: marzec 2015, Poznań
Tytuł oryginalny: Raiders of the Nile
Liczba stron: 352
Format: 150×225 mm
Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Recenzja ukazała się na stronie Gildii Literatury.

Podsumowanie

Złoczyńcy znad Nilu

Złoczyńcy znad Nilu
  • 2/10
    Fabuła
  • 2/10
    Stylistyka
  • 2/10
    Wydanie

Zalety

  • objętość

Wady

  • nudna, przewidywalna fabuła
  • nie wciąga
  • płytcy bohaterowie