5 stycznia 2015

Gra o tron - G.R.R. MartinTrzymam przed sobą pierwszy tom siedmioczęściowej sagi George’a Martina i nie mam pojęcia, jak przelać na papier ogrom myśli, jakie kłębią mi się w głowie po lekturze tekstu.Gra o tron – prymarna księga Pieśni lodu i ognia, cyklu liczącego grubo ponad 3 tysiące stron, porównywanego do Władcy Pierścieni J. R. R. Tolkiena, epicka powieść, której ekranizacja co tydzień przyciągała przed ekrany telewizorów kilkadziesiąt milionów fanów na całym świecie.

Gra o tron powstała w 1996 roku (w Polsce wydana w 2003 roku) i dzięki serialowej wersji ponownie znalazła się na liście bestsellerów w kraju i za granicą. Pierwszy tom liczy grubo ponad 700 stron, gdzie uniwersum Martina przytłacza czytelnika swoją różnorodnością i wielkością.

Świat przedstawiony

Akcja powieści prowadzi przez wszelkie możliwe miejsca: od lasu, pustynię, morze, góry, rzeki, wyspy przez miasta, wsie, obozy aż po królewskie zamki i tanie karczmy. Gdyby nie mapki umieszczone na końcu książki, łatwo można byłoby się pogubić w tak licznych lokalizacjach. Z historycznego punktu widzenia bardzo przypominają one europejskie średniowiecze: świat Gry o tron to ogromny obszar, podzielony na siedem królestw, będących pod władaniem wielkich rodów, zjednoczonych z woli jednego króla i na terytoria położone za wielką wodą. Mamy tutaj feudalne zależności stanowe możnych lordów, odważnych rycerzy, krwawych królów i ich poddanych. Wszystko to w określonej społecznie hierarchii, która trwa niezachwianie od setek lat. Z drugiej strony odnajdujemy świat pierwotnych instynktów i żądz wyznaczających rytm życia całych społeczeństw za Wielkim Murem. Jednak uniwersum Martina skrywa głęboko ukryte tajemnice i pierwiastki prawdziwej magii, jaką czytelnik musi odkryć z każdą następną stroną powieści.

Fabuła

Moim zdaniem jest to najmocniejsza strona książki. Niczym wielka mozaika, na którą składa się tytułowa gra o królewski tron połączona z mnóstwem intryg, zdrad, nieoczekiwanych zwrotów akcji i przeskoków czasowych. Jedna decyzja pociąga za sobą wręcz lawinową liczbę konsekwencji, odczuwa je każdy bohater powieści. Nie sposób wymienić wszystkie poruszane zagadnienia, mamy tu do czynienia z wielką siecią wzajemnych zależności składających się z wątków politycznych, wielkich bitew, personalnych urazów, układów rodzinnych, umów małżeńskich, a nad całością unosi się atmosfera nadchodzącego chaosu i wielkiego niepokoju. Całość wydaje się bardzo skomplikowana, jednak to ten rodzaj zawirowania, który z całą pewnością usatysfakcjonuje wymagającego czytelnika. Nie ma tu naciągania czy ironicznego uśmiechu od autora, wszystko jest traktowane w sposób wzniosły i poważny.

Bohaterowie

Jest ich tak wielu, że już w drugim tomie (Starcie królów) zostaje umieszczony na końcu aneks z wykazem wszystkich rodów i ich członków – łącznie prawie 40 stron. Daje to istnie ogromną liczbę bohaterów, że powstaje pytanie, kto jest narratorem i główną postacią cyklu? Otóż nikt! Martin, mając za sobą całe zaplecze niezliczonych postaci, postanawia oddać prowadzenie fabuły poszczególnym osobom. W ten sposób etapy akcji dzielą imiona bohaterów, a czytelnik, co jakiś czas, może odetchnąć od wątku i przenieść się na drugi koniec Królestwa, by powrócić do wcześniejszych wydarzeń. Wielką zaletę znajduję w braku ostatecznej racji po każdej stronie konfliktu: żadna postać nie jest kryształowa, każda skrywa jakąś mroczną tajemnicę. W zależności od sytuacji, ujrzymy ją z dobrej lub negatywnej odsłony – bardzo wyraźnie to widać przy czytaniu znanego zdarzenia z punktu widzenia innej osoby. Wszystkie postacie są pogłębione psychologicznie, noszą ze sobą bagaż wielkich rodów, z którego się wywodzą, wraz ze wszystkimi ich detalami i urazami. Brak wiodącego herosa daje ogromne pole do popisu: nie możemy być pewni losu żadnej osoby, każdy może zginąć, nagle powrócić, a nawet nie zostać wspomnianym w danym tomie! Nasuwa się pytanie: co pozostaje czytelnikowi w takiej sytuacji? Otóż podążanie za kolejnymi kartami powieści i nadzieja, że jego ukochany bohater nie zginie w tym niebezpiecznym świecie magii i wyrafinowanych intryg.

Język

Nie wiem, czy jest to kwestia warsztatu translatorskiego Pawła Kruka, ale prymarny tom trochę kuleje zarówno pod względem językowym, jak i redakcyjnym (jestem po lekturze drugiej części, tłumaczonej przez Michała Jakuszewskiego, więc czuję się usprawiedliwiona tym porównaniem). Bodajże to moje pierwsze spotkanie z tym, aby w jednej książce nie było konsekwentnie tłumaczonych nazw własnych (np. w tekście raz mamy Highgarden, a raz Wysogród) ! Kruk raz przekłada na język polski nazwy własne anglosaskie, np. Orle Gniazdo, Królewska Przystań, a raz pozostawia je bez zmian, np. Winterfell, Deepwood Motte, co, niestety, odbija się na czytelniku, bowiem Jakuszewski przyjmuje zupełnie inną politykę translatorską. Mimo tych niedogodności, ogólny odbiór Gry o tron jest bardzo przyjemny – bogactwo opisów, zarówno świata fizycznego, jak i wewnętrznych rozterek bohaterów oraz żywy, emocjonalny język postaci stanowi wielką wartość cyklu Martina.

Oryginalna okładka pierwszego polskiego wydania nie zachwyca, a wręcz rozczarowuje. Przedstawia młodego wojownika na skraju lasu, któremu towarzyszy czarny ptak (kruk?) i, prawdopodobnie, wilczur, w tle zaś widać okrytą śniegiem budowlę i opustoszałe, rozległe tereny. Przywołuje mi ona na myśl głównego bohatera, którego tak naprawdę nie ma. Kim jest więc owa postać? Nie wiadomo. Minusem wydania jest bardzo mała czcionka, która zajmuje prawie całą przestrzeń strony nie ma więc miejsca na ewentualne notatki czy podkreślenia. Przy tak wielkiej liczbie stron bałam się, że podczas lektury klej nie wytrzyma i zaczną mi wypadać pojedyncze kartki, na szczęście tak się nie stało. Z lekkim zakłopotaniem dostrzegłam w księgarniach wydanie z filmową szatą graficzną (ponownie sugeruje się czytelnikowi obecność wiodącej postaci, która nie istnieje!), jednak już w twardej oprawie i zszywaną, z trochę większą czcionką. Żałuję, że wydawca wcześniej nie skorzystał z tego rozwiązania, jednak i ono ma swoje minusy, bowiem… pierwszy tom nie będzie pasował do kolejnych części cyklu! Moja rada – jeśli decydujecie się na kupno Gry o tron, to polecam pierwsze wydania, a przynajmniej bez Seana Beana na okładce, bo następne książki nie będą tworzyć całości na półce domowej biblioteczki.

Kogo mogę zachęcić do lektury dzieła Martina? Bez wątpienia jest to pozycja dojrzała, przemyślana i ambitna. Wątki fantastyczne pojawiają się dopiero w finale pierwszej części i stanowią preludium do kolejnych tomów, tak więc Grę o tron można polecić każdemu czytelnikowi, który oczekuje dobrej mieszanki przygody i zwrotów akcji okraszonych interesującą wiedzą psychologiczną o ludziach. Jeśli jesteś fanem fantastyki, ta książka jest dla Ciebie, a jeśli nie – też możesz ją przeczytać! Każdy odnajdzie tu coś dla siebie i zapewni sobie rozrywkę na wysokim poziomie podczas długich i mroźnych wieczorów.

Pattyczak

Autor: George R.R. Martin

Tytuł: Gra o tron

Seria i tom: Pieśń Lodu i Ognia, tom I

Wydanie: II

Tytuł oryginalny: A Game of Thrones 1996

Tłumaczenie: Paweł Kruk

Wydawnictwo: Zysk

Rok i miejsce wydania: 2003 Poznań

Ilość stron: 780

Oprawa: miękka

Cena z okładki: 49zł