5 lutego 2015

Jupiter IntronizacjaGala rozdania jednych z najważniejszych nagród filmowych zbliża się wielkimi krokami. Większość zagorzałych miłośników kina ma już swoje typy, jeżeli chodzi o najlepszy film, aktora, aktorkę czy scenariusz. Gdy chodzi o tę drugą kategorię, sporo osób wierzy w sukces Eddiego Redmayne’a, który już zdobył Złoty Glob za rolę Stephena Hawkinga w produkcji Teoria wszystkiego. W tym roku aktor pojawił się jednak w jeszcze innym filmie – dziele rodzeństwa Wachowskich Jupiter: Intronizacja. Produkcji, która od kilkunastu miesięcy wzbudzała spore zainteresowanie w filmowym światku, zwłaszcza wśród sympatyków twórczości Lany i Andy’ego. Co tym razem zaprezentowało nam rodzeństwo? Cóż, skrzyżowanie Gwiezdnych wojen z Gwiezdnymi wrotami, Pacific RimZakochanym kundlem.

Jupiter Jones wiedzie spokojny, ale bardzo nudny żywot. Jej codzienna mantra brzmi:  „nienawidzę swojego życia”. Nie ma co się dziewczynie dziwić, codziennie wstaje przed piątą rano, by większość czasu spędzić, pomagając rodzicielce w sprzątaniu cudzych domów. Aby zdobyć fundusze na zakup wymarzonego teleskopu, bohaterka decyduje się na oddanie swoich jajeczek (tak, dobrze czytacie). Problem w tym, że zabieg przebiega nie do końca tak jak powinien. Ktoś próbuje zabić Jupiter. Okazuje się bowiem, że dziewczyna jest genetyczną repliką królowej światów. Jej wrogowie nie spoczną, póki nie wyeliminują jej z gry o władzę nad planetami.

Co otrzymujemy od rodzeństwa Wachowskich? Elementy znane z baśni (współczesna odwrócona wersja Kopciuszka), motyw podróży (w różnych kierunkach i z powrotem), heroicznego bohatera (z problemami) oraz sporą dawkę taniego romansidła. Ta kompilacja stanowi dziwną mieszankę, o której nie do końca wiadomo, co myśleć. Sam pomysł pewnego rodzaju zabawy motywami nie jest zły, szkoda tylko, że pod względem fabularnym film pozostawia wiele do życzenia.

Space romance wypada mało przekonująco i bardzo naiwnie. Cała historia miłości pomiędzy głównymi bohaterami jest po prostu pozbawiona emocjonalnej głębi: widzą się, w jakimś momencie pojawia się uczucie, a potem baśniowe zakończenie. I może nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie owa naiwność i poczucie, że nawet w bajkach nie wygląda to tak nijako. Rodzeństwo Wachowskich potrafi stworzyć ciekawą historię i relacje, jednak najwyraźniej w tym filmie skupiło się bardziej na warstwie wizualnej i pomieszaniu gatunków, niż na fabule.

Jupiter: Intronizacja to produkcja, którą ogląda się z zapartym tchem ze względu na jej widowiskowość. Mnóstwo niesamowitych barw, światów, przedstawicieli różnych gatunków – co i rusz rodzeństwo Wachowskich zaskakuje widza nowymi pomysłami. Wizualnie jest pięknie i smacznie, pod tym względem nie można odmówić produkcji wysokiego kunsztu artystycznego. Dodajmy do tego nową technologię 4DX, potęgującą wrażenia odbiorcy, a otrzymamy seans pełen przygód, w których udział biorą nie tylko bohaterowie.

Nowe dzieło Lany i Andy’ego to naładowana akcją bomba. Wybuchy, sceny walk (ludzi czy statków), powietrzne piruety – do wyboru, do koloru. Cały czas coś się dzieje, widz nie jest w stanie złapać oddechu pomiędzy kolejnymi wyczynami postaci. Choć chaosu jest tu sporo niczym przy biblijnej wieży Babel, całe to przeładowanie akcją okazuje się mistrzowskim posunięciem, można je nazwać artystycznym nieładem. Widz zostaje wciągnięty w wir wydarzeń, które po pewnym czasie układają się w spójną całość. Co za dużo to niezdrowo? Nie w przypadku tej produkcji.

Jupiter: Intronizacja to z jednej strony dzieło dopracowane wizualnie, z bardzo dobra grą aktorską, z drugiej natomiast – ciężkostrawna miłosna papka. Widz może czuć się rozdarty, trudno bowiem jednoznacznie ocenić tę produkcję. Gdyby brać pod uwagę samą historię, nie otrzymujemy nic ciekawego czy nowatorskiego, jednak dodając do tych rozważań pozostałe elementy, produkcja zyskuje w oczach odbiorcy. A co z Seanem Beanem? Cóż, tego musicie dowiedzieć się sami.

Katriona

Tytuł oryginalny: Jupiter: Ascending
Tytuł polski: Jupiter: Intronizacja
Gatunek: Akcja, Sc-F
Czas trwania: 125 minuty
Kraj produkcji: USA
Premiera światowa: 04.02 2014
Premiera polska: 06.02 2015

Recenzja pierwotnie ukazała się na portalu Gildia Filmu: https://www.film.gildia.pl/filmy/jupiter-ascending/recenzja