12 czerwca 2018

Bradbury okazał się nader przygnębiającym pisarzem – już w 1953 roku wieszczył kres społeczeństwa, które zacznie coraz mniej czytać, powoli wybierając streszczenia, następnie czytając jedynie leady, kończąc na nagłówkach, których kres nadejdzie wraz z przyjściem ery obrazkowej. Powolne popadanie w otępienie, nieustanne spędzanie wolnego czasu przed ekranem telewizora i zgnębienie wszelkich przejawów potrzeby obcowania z wysoką kulturą – to wszystko niemal proroczo opisał w swojej książce Ray Brandbury. Nie byłoby w tym nic zaskakującego gdyby nie fakt, iż książka powstała w 1953 roku.

Fabuła książki koncentruje się na postaci Guy’a Montaga, którego kolejne dni mijają na poszukiwaniu i paleniu w temperaturze 451 stopni Fahrenheina zakazanych przez rząd książek. Żyje z nader nudną i do niczego aspirującą żoną Milldred, zwolenniczką obecnego systemu i fanką telewizyjnych programów. Wszystkie zmienia się, kiedy mężczyzna spotyka na swojej drodze ciekawostką nastolatkę zadającą pytania. Po paru dniach dziewczyna znika, a w głowie Montaga zaczynają rodzić się dziwne pytania i wątpliwości, czy aby na pewno prawa systemu są zawsze słuszne i nieomylne.

Gdzie się pali książki, dojdzie w końcu do palenia ludzi – mawiał Heine Henrich. Co prawda motyw ten pojawił się w filmie Equilibrium z 2002 roku, bardzo mocno bazującym na kanwie powieści Bradburego, niemniej w książce nie nadarzyła się jeszcze okazja, aby móc mordować czytających za zgodą rządu. Spełniła się za to inna, niemal Orwellowska i Huxley’owska wizja świata XXI wieku: państwowa dyktatura nie musi w ogóle posuwać się do jakiejkolwiek przemocy wobec większości społeczeństwa, bowiem ludowi zależy jedynie na pełnych brzuchach i głupkowatych programach w telewizji. Kompletnie odmóżdżenie doskonale widać na przykładzie Mildred – całymi dniami siedzi przed ekranem, nie interesuje się mężem, w ogóle nie można mówić o jakichkolwiek relacjach małżeńskich, to związek jedynie na papierze, podobnie jak inne relacje społeczne, które dosłownie zanikły.

Jedyną nadzieję niesie ruch rebeliantów, których główny grzech przeciwko systemowi polega na czytaniu i rozkoszowaniu się wolnymi myślami i własną refleksją po zakończonej lekturze. To literatura staje się impulsem dla wielkich idei, krytycznego myślenia, istotnego w relacjach społecznych wielogłosu, a także przyczynkiem do zmian w społeczeństwie. Upadek literatury to upadek cywilizacji i przed tym bardzo głośno i wyraźnie ostrzega Brandbury. Autor wieszczy wizję przyszłości w czarnych superlatywach, bo nawet jeśli ktoś ocknie się z marazmu i postanowi sięgnąć po książki  i tym samym postawić pierwszy ku prawdziwej wolności krok, to czeka go zguba. Jednak pozostaje pytanie – czy dla tych kilku chwil prawdziwego życia nie warto poświęcić dotychczasowej wegetacji? Montag nie ma  żadnych wątpliwości, jak powinien postąpić.

451 stopni Fahrenheita wyszło w ramach MAG-owej serii ‘Artefakty” prezentującej niesłusznie zapomnianą lub pominiętą na polskim rynku wydawniczym literaturę fantastyczną ubiegłego wieku. Czemu powieść Bradburego trafiła do tego cyklu? Cóż, ciężko określić, bo ani język ani tematyka nie są w żaden sposób rażące, wręcz przeciwnie, są nadal aktualne, a wydźwięk lektury jest jeszcze bardziej uderzający niż ponad pięćdziesiąt lat temu. To już nie dystopia, lecz bardzo bliska realizacji wizja świata XXI wieku. Tytuł w ogóle się nie zestarzał, wręcz przeciwnie, jest bardziej potrzebny nam niż czytelnikom żyjących przeszło sześćdziesiąt lat temu.

Książka zyskała ogromną popularność w Europie Zachodniej i w Stanach Zjednoczonych. Stanisław Lem uznał ją za zbyt infantylną, dzięki czemu zyskała w oczach mało wymagającego czytelnika. Jednak nie zauważył, iż to powieść opisująca naoczny rozpad społeczeństwa amerykańskiego  lat 50. XX wieku. To nie protest przeciwko totalitaryzmowi lecz przeciwko telewizji jako narzędziu ogłupiania społeczeństwa, która nie wnosi żadnych istotnych informacji, lecz bazuje na prymitywnej i taniej rozrywce.

451 stopni Fahrenheita Bradburego to protest przeciwko masowym mediom. Książka krótka (ledwo 150 stron!), ale jakże wymowna i aktualna! Nie ma tu żadnej przerażającej wizji – bo czyż spędzanie wielu godzin przed ekranem cyfrowego świata nie zajmuje większości z nas? Czy ogromne spadki czytelnictwa nie są notowane z roku na rok? Czy w dyskontowych półkach nie można kupić klasyki światowej literatury za 4,99zł, których nikt nie chce nawet i za tak niską cenę? Nie trzeba palić książek aby przekonać się, że Guy Montag miał rację – ludzie przestali czytać z własnych chęci, a telewizja (aktualizacja: internet) czyni z nich debili. A i tak pewnie niewielu z was po nią sięgnie, woląc inne, cyfrowe rozrywki lub filmowej wersji produkcji HBO 🙁

Pattyczak

Tytuł:  451 stopni Fahrenheita

Autor: Ray Bradbury

Tytuł oryginalny: Fahrenheit 451, 1953

Seria: Artefakty

Tłumaczenie: Wojciech Szypuła

Wydawnictwo: MAG

Data i miejsce wydania:  26/04/2018,Warszawa

Oprawa: twarda

Wydanie: I

Liczba stron: 152

ISBN: 978-83-7480-922-1

Podsumowanie

451 stopni Fahrenheita

451 stopni Fahrenheita
  • 7.5/10
    Fabuła
  • 8/10
    Stylistyka
  • 9/10
    Wydanie

Zalety

  • uniwersalne przesłanie o destrukcyjnym wpływie mediów
  • akt rozpaczy przeciwko mass mediom

Wady

  • zbyt krótka