Czas na kolejną polską komedię, a przynajmniej tak mogłoby się wydawać po zapowiedzi produkcji, która prezentuje się całkiem przyzwoicie. Mami widza obietnicą świetnej zabawy w doborowym kobiecym, ale nie tylko, towarzystwie. Na ekranie ma się pojawić Olga Bołądź, Małgorzata Kożuchowska czy Roma Gąsiorowska, czyli znane twarze, które nie raz i nie dwa pokazały, że gra nie jest im obca. Miało być romantycznie, śmiesznie i inaczej, a wyszło… Bardzo kiepsko.
Sawa wychodzi za mąż. Niestety wybraniec jej serca znajduje się setki kilometrów od Warszawy i dziewczyna nie wie, czy narzeczony zdąży na ślub. Do tego dochodzi jedno wielkie zwątpienie w to, jak będzie wyglądała ich przyszłość, skoro bohaterka już teraz nie może liczyć na swojego partnera. Los chce, że na swojej drodze spotyka mężczyznę, który bardzo szybko podbija jej serce. W takim razie pojawia się pytanie: czy powinno dojść do ślubu? Który z mężczyzn jest tym jedynym? Sawa musi podjąć niełatwą decyzję, która zaważy na jej przyszłości.
Opis produkcji nie brzmi źle, tak samo, jak zapowiedź obrazu nie wyglądała na małego filmowego potworka. Niestety odbiorca otrzymał kolejną głupiutką i na dodatek nieśmieszną komedię, która opowiada o wszystkim i o niczym. Czego tutaj nie ma – problemy samotnej matki, narzeczonej, która ma przedślubne wątpliwości, premiera zakochanego w prezenterce telewizyjnej, czy kłótnie polityczne braci. A do tego mnóstwo dziwnych nieklejących się scen i picia. Bo przecież tak wygląda kobieca rzeczywistość.
Film o kobietach? Niby tak, w końcu w nim występują, ale jeżeli myślicie, że produkcja przedstawia bolączki, z jakimi muszą sobie radzić współczesne panie, rozczarujecie się. Może i kilka scen okaże się wziętych z życia, ale większość obrazu to grubymi nićmi szyte historyjki o szybkim zakochaniu się, książętach z bajki czekających na każdym kroku i niestabilnych emocjonalnie kobietach.
A fabuła to istna jazda bez trzymanki, tylu dziur w filmie dawno nie widziałam. Producenci nie mają pomysłu? Spokojnie, zaraz dodamy kolejny wątek, oderwany od realizmu, i jakoś to pójdzie. W końcu widzowi można wcisnąć wszystko, prawda? Otóż nie, odbiorca to jednak jednostka myśląca i jak coś mu zgrzyta i nie pasuje, to znaczy, że nie jest dobrze.
Bo nie jest. Jeżeli nawet komedia posiada dziurawą fabułę, to przynajmniej powinna być śmieszna. A tutaj śmiechu jak na lekarstwo. Pojawia się sporo scen, które mają potencjał, ale twórcy nie wykorzystują go. Komedia staje się nudną produkcją, którą lepiej omijać szerokim łukiem.
Zazwyczaj w filmach, nawet tych gorszych, znajdzie się coś, co warto polecić, co w jakiś sposób wzbogaca produkcję. Niestety w przypadku „Kochaj” nie da się napisać żadnego dobrego słowa. Po prostu najlepiej zapomnieć o nim i udawać, że takie coś nie powstało.
Katriona
Recenzja ukazała się najpierw na stronie Filmosfery.