Powieść Luanne Rice Ostatni dzień nie trzyma w napięciu, ale czyta się ją przyjemnie i zdecydowanie nie nuży czytelnika. To lirycznie ukazana historia walki z własnymi demonami, utrzymana w duchu powieści obyczajowej z delikatnie zarysowanym tłem kryminalnym.
Senne, nadmorskie miasteczko i zbrodnia
Klimatyczne miasteczko Black Hall w stanie Connecticut skrywa wiele mrocznych tajemnic. Sprzed lat w tej nadmorskiej miejscowości doszło do potwornej zbrodni – złodziej zabił swoją matkę na oczach ich dwóch córek, a z prowadzonej przez nią galerii znika cenne dzieło sztuki (które na szczęście zostaje odzyskane). Okazuje się, że zleceniodawcą był mąż, właściciel galerii, który odsiaduje dożywotni wyrok w pobliskim więzieniu. Niestety, klątwa ciążąca nad rodziną Beth i Kate znowu daje o sobie znać.
Starsza, ciężarna siostra zostaje zamordowana pod nieobecność męża Pete’a Lathropa, a obraz ponownie ginie. Kto stoi za brutalnym morderstwem Beth? Czy jawnie zdradzający ją mąż zrobił to, by związać się ze swoją kochanką i ich dzieckiem? Co wspólnego ma z tym wszystkim grono najbliższych przyjaciółek kobiety? Rodzi się coraz więcej pytań, na które musi odpowiedzieć detektyw Reid. Ten sam, który kilkanaście lat wcześniej uratował nastoletnie dziewczęta z rąk oprawcy.
Nierówny mariaż
Ostatni dzień Luanne Rice to połączenie powieści obyczajowej z thrillerem. Czy udane? Niekoniecznie, bowiem o ile część fabularna została poprowadzona w naprawdę zgrabny sposób – postacie są wiarygodne pod względem psychologicznym, nie emanują nadmiernie swoimi emocjami i podejmują racjonalne decyzje – o tyle wątek kryminalny został potraktowany po macoszemu. Od niemal pierwszych stron powieści zostaje dość mocno zasugerowane, iż zbrodni dokonał nie kto inny jak mąż Beth. Wszystkie poszlaki, wskazówki i ślady są na tyle wiarygodne, że gdyby nie mocne alibi w postaci kumpelskiego wyjazdu na jachty, to pan Lanthrop już dawno siedziałby za kratami. I, nie trudno się domyśleć, to nie on jest sprawcą tego dramatu. Osobę odpowiedzialną za zabójstwo Beth i jej nienarodzonego dziecka można dość szybko wyłapać. I właśnie pod tym względem Ostatni dzień zawodzi, bowiem zamiast mrożącego krew w żyłach thrillera czytelnik dostaje średniej klasy opowieść z morderstwem w tle.
O wiele lepiej wypadają wątki obyczajowe, skupiające się na skomplikowanych relacjach łączących nie tylko samo małżeństwo Pete’a i Beth, ale także jej najbliższe przyjaciółki (Lulu, Scotty i jej siostrę Kate), jak i relację z kochanką męża, Nicole. Pakty przyjaźni oparte na otwartości i wierności, ciche przyzwolenie na jawny romans, o którym wie cała społeczność, a także te ciche, ukrywane przed światem znajomości, dające nadzieję na lepsze jutro – to wszystko udało się zręcznie przenieść na papier. Luanne Rice o wiele lepiej wypada jako autorka lirycznej powieści psychologicznej, w której to ożywione sprzed lat wspomnienia nadal odciskają brutalne piętno na losie głównych bohaterów.
Utrzymana w klimacie Zamilknij na zawsze, Toksycznej przyjaźni czy Fatalnego kłamstwa powieść skupia się na międzyludzkich relacjach, które poprowadzone w nieodpowiednim kierunku przyczyniają się do wielkiej tragedii. To tytuł dla fanów literatury z motywem mrocznego sekretu rodzinnego w tle.
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego serdecznie dziękuję wydawnictwu
MUZA S.A.
Pattyczak
Tytuł: Ostatni dzień
Autor: Luanne Rice
Tytuł oryginalny: Last Day 2020
Tłumaczenie: Paweł Wolak
Wydawnictwo: Muza S.A.
Data i miejsce wydania: 18.05.2022, Warszawa
Oprawa: miękka
Wydanie: I
Liczba stron: 479
ISBN: 978-83-287-2245-3