Infoszok (David Louis Edelman) – recenzja
Science-fiction / 9 czerwca 2014

Świat Infoszoku to rzeczywistość wypełniona technologicznymi nowinkami: nie jest istotne, czy człowiek choruje, boryka się z brakiem snu czy głodem, ponieważ istnieje rozwiązanie każdego problemu. Wystarczy wykupić jedną z milionów istniejących aplikacji w tak zwanym Morzu Danych i zaaplikować ją do mózgu, aby odpowiednio pobudzone komórki w ciągu kilku minut zniwelowały wszelkie dolegliwości oraz przywary i napełniły ciało energią witalną. Mało tego, dzięki KOLOR-ze (czyli urządzeniu nanotechnologicznemu wszczepionemu w dowolną część ciała) można modyfikować zewnętrzny wygląd, a więc zmieniać kolor oczu, długość włosów czy nawet figurę. Dokładnie trzysta pięćdziesiąt dziewięć lat po rewolucji sztucznych inteligencji ludzkość doszła do przekonania, iż jedynie zrównoważone połączenie wysoko rozwiniętej technologii programowania z umysłem jest w stanie zapewnić zdrowe i bezpieczne życie. Owe osiągnięcie zostało określone mianem bio/logiki. Nad zbilansowanym rozwojem cywilizacji pieczę dzierży Nadkomitet oraz jego zbrojne ramię – Rada Obrony i Bezpieczeństwa. Natch to ambitny i pozbawiony skrupułów biznesman, prezes feudokorpu (zajmującego się tworzeniem nowych programów sterujących ludzkim organizmem), którego firma rywalizuje z Braćmi Patel o palmę pierwszeństwa w bio/logicznym przewodniku inwestycyjnym Primo. Dzięki pomocy ze strony przyjaciela Horvilai, zadziornej analityczki Jary, przeprowadzają wraz z Natchem pozorowany atak tak zwanego czarnego kodu (nielegalnego oprogramowania) na system bankowy Skarbca. Feudokorp Oprogramowania Osobistego Natcha zdobywa pierwsze miejsce…

Płyńcie moje łzy, rzekł policjant (Philip K. Dick) – recenzja
Science-fiction / 25 maja 2014

Jestem wielką fanką twórczości Philipa K. Dicka. Nie ukrywam, iż jak tylko mam okazję (i pieniądze), to od razu kupuję reedycje jego książek i idę do kina na kolejne ekranizacje powieści. Tym razem na warsztat wzięłam Płyńcie moje łzy, rzekł policjant, niewielkich rozmiarów dzieło (ledwie ponad trzysta stron) nagrodzone w 1975 roku nagrodą Cambella za najlepszą powieść science-fiction oraz nominowane do Hugo i Nebuli. Płyńcie moje łzy rozpoczyna się w typowy, dickowy sposób – głównemu bohaterowi, który wiedzie pozornie szczęśliwe i dostanie życie, z dnia na dzień wszystko wywraca się do góry nogami. W przypadku tego opowiadania mamy do czynienia z Jasonem Traverem, telewizyjną gwiazdą wywierającą ogromny wpływ na swoich odbiorców. Posiada on wszystko, czego dusza zapragnie – pieniądze, sławę, kochanki i obiecujące znajomości. Gdy pewnego ranka budzi się w opuszczonym, hotelowym pokoju bez dokumentów i kart kredytowych, nie ma pojęcia, że to dopiero początek koszmaru, jaki go czeka w brutalnym świecie Ameryki po Drugiej Wojnie Domowej. Jason szybko przekonuje się, że nikt nie może go rozpoznać, zaś wszelkie próby potwierdzenia własnej tożsamości spełzają na niczym, bowiem w żadnym systemie nie widnieje osoba słynnego Travera, prezentera telewizyjnego show. Nie ma o nim jakiejkolwiek informacji, jakby nigdy nie istniał… Wyżej opisana sytuacja jest tylko…

Zbuntowana (Veronica Roth) – recenzja

Okazało się, że pierwsza część trylogii Roth była zaledwie przydługim preludium do właściwych wydarzeń, jakie ukazano w Zbuntowanej. O ile Niezgodna skupiała się na przemianie głównej bohaterki z nieśmiałej dziewczyny w zdecydowaną i pewną siebie osobę, o tyle kontynuacja dość mocno kładzie nacisk na chaos obejmujący zarówno szeregi przywódców frakcji, jak i poszczególnych członków działających bez zgody przełożonych. Tobias i Tris znaleźli tymczasowe schronienie u Serdecznych. Tymczasowe, ponieważ muszą nieustannie się ukrywać przed Jeanine i jej ludźmi, jednocześnie powoli wdrażając plan mający na celu obalenie j brutalnych rządów dyktatorki. Bohaterowie prowadzą negocjacje z przywódcami frakcji, walczą z wewnętrznymi podziałami (i zdradami!) między poszczególnymi ugrupowaniami, a także nieustannie uciekają przed łowcami niezgodnych. I w tym momencie czytelnik zostaje rzucony w sam środek zagmatwanej akcji, ponieważ główne wydarzenia co chwila rozgrywają się w innym miejscu: w siedzibie Nieustraszoności, Erudycji, dawnej dzielnicy Altruizmu, a nawet pośród budynków Prawości. Jednak większość liderów i nawet sami protagoniści zapominają o jednym fakcie – grupie bezfrakcyjnych, którzy chcą zmienić swoją dotychczasową pozycję w społeczeństwie i stać się pełnoprawnymi członkami futurystycznego Chicago. O ile Niezgodna broniła się kilkoma oryginalnymi elementami świata przedstawionego, tak Zbuntowana jest już podróbką Igrzysk śmierci. Fabuła trylogii Roth skupia się na walkach między frakcjami (nie mylić z dystryktami), szpiegowaniu, zdradach, planach rządzenia…

Niezgodna (Veronica Roth) – recenzja

Na seans Niezgodnej udałam się, mając za sobą lekturę połowy powieści. Książki, o której powiem szczerze, iż nie porwała mnie w żaden sposób (w przeciwieństwie do filmu, jaki nadał akcji dynamiki i wyrazistości). Nie zaczytywałam się w twórczości Roth, bowiem dzieje głównej postaci okazały się po prostu kolejną historią rozgrywającą się w dystopijnym świecie, fabularnie zbliżonym do Igrzysk śmierci, niemniej pozbawionym brutalności i wszechobecnej przemocy. Porównania trylogii Roth do twórczości Suzanne Collins są przesadzone i po prostu szkodzą powieści, z góry ukierunkowując czytelnika na określoną tematykę i bohaterów. Sama ekranizacja niezgodnej podsyciła we mnie chęć dalszej lektury, której zakończenie sprawiło, że nie skreśliłam cyklu, dając autorce szansę na fabularne zaskoczenie w dalszych częściach. Bliżej nieokreślona przyszłość. Dwójka altruistów, Beatrice Prior wraz z bratem Calebem, w dniu szesnastych urodzin musi przejść tak zwany test przynależności. Wykaże on, do której z pięciu frakcji trafią: Nieustraszoności, Erudycji, Prawości, Serdeczności bądź pozostaną w swoim Altruizmie. Jak same nazwy wskazują, każda z grup rozwija i kształtuje odpowiednią cechę i przygotowuje młodego adepta do wykonywania swoich społecznych obowiązków. Wyniki badań nie nie okazują się wiążące, dzięki czemu nastolatek ma możliwość dobrowolnego wybrania frakcji, w której pragnie się rozwijać. W przypadku osób o niejednoznacznym rezultacie testu podejmowane zostają zgoła inne działania –…

Łabędzi śpiew. Księga II (Robert McCammon) – recenzja
Fantasy , Science-fiction / 5 maja 2014

Teoretycznie Łabędzi śpiew stanowi jedną powieść, którą powinno się zrecenzować w jednym tekście, a nie dwóch osobnych. Niemniej rynkowe posunięcie wydawnictwa Papierowy Księżyc okazało się trafieiem w dziesiątkę, ponieważ podzieliło utwór na dylogię i nie okazało się to motywowane jedynie chęcią zysku. Po pierwsze, obie części są dość obszerne i nie wyobrażam sobie, aby można je było połączyć w jeden tom (znacznie utrudniłoby to lekturę tekstu). Drugi, najważniejszy argument, odnosi się do samej fabuły, bowiem Księga II rozpoczyna się siedem lat po zakończeniach wydarzeń znanych z Łabędziego śpiewu, co pozwala na logiczne rozdzielenie utworu na dwa woluminy. Po trzecie, bardzo krzywdzącym byłoby dla książki częściowe przedstawienie fabuły, ponieważ mimo dużej kondensacji treści, zawiera ona wiele wątków, o których nie można by wspomnieć z uwagi na ewentualne spojlery obejmujące dalszą akcję (co spokojnie zrobię poniżej). Dotychczasowy cel podróży Paula, Siostry i reszty grupy okazał się chybiony, w Matheson nie odnaleźli niczego, co ukazywałaby w tajemniczych, indywidualnych wizjach dzięki magii zawartej w szklanym pierścieniu. Nowojorczycy nadal poszukują dziewczyny, która ma w sobie dar życia i może ocalić ludzkość przed jej kresem. Josh, Swan i były członek grupy cyrkowej Rusty podróżują po kolejnych miasteczkach, oferując magiczne występy w zamian za żywność, świeżą wodę i dach nad głową. Widmowy…

Multirzeczywistość (David Louis Edelman) – recenzja
Science-fiction / 9 kwietnia 2014

Warto przypomnieć sobie treść Infoszoku, tytułu otwierającego trylogięSkok 225, a przynamniej finałową scenę zamykającą pierwszy tom: trzy tygodnie po demonstracji Multirzeczywistości w Andra Pradesh szef feudokopu znika z życia publicznego. Natch ucieka przed Radą przewodzoną przez Lenę Bordę próbującą odebrać mu prawa do programu o niebezpiecznych, wręcz apokaliptycznych, możliwościach i ogromnym potencjale kontrolowania każdego mieszkańca na Ziemi oraz skolonizowanych planetach. Bohater jest osaczony, bowiem niebezpieczeństwo czyha z każdej strony: rywale, rząd i rzekomi sojusznicy, którzy bez mrugnięcia oka są w stanie poświęcić życie Natcha, aby tylko nabyć wyłączne prawa do Multirzeczywistości. Co kryje się za tym terminem? Informacje na jej temat pojawiają się już wInfoszoku: to technologia umożliwiająca tworzenie niezależnych od siebie alternatywnych rzeczywistości. W przypadku prac nad rozwojem projektu ważny jest fakt, iż badania nad nim prowadzi jedna firma (w przeciwieństwie do setek milionów oprogramowań, które co roku wypuszczają niezliczone feudokopry), na czele z Natchem i Margaret Suriną (Pierre Loget zlekceważył ważkość nowej technologii, zaś Bracia Patel wchodzą w niemrawe interesy z Radą), co sprawia, iż życie głównego protagonisty i jego współpracowników jest nieustannie zagrożone. Zanim przejdę bezpośrednio do fabuły drugiej części, pragnę podkreślić jeden, znaczący element wydania – książka posiada blisko pięćdziesięciostronicowy dodatek, w którym znajduje się streszczenie wydarzeń…

Łabędzi Śpiew. Księga I (Robert McCammon) – recenzja
Fantasy , Książki , Science-fiction / 28 marca 2014

Przejdę od razu do treści, bez zbędnych wywodów o apokaliptycznych wizjach końca świata (wszak tych istnieje niezliczona ilość) czy podawania książek podejmujących problematykę ostatecznej zagłady (których jest zapewne więcej niż samych pomysłów). Łabędzi śpiew posiada bardzo niejasny blurb, ponieważ oprócz noty o autorze i ogólnych informacji na temat nagród i wpływu tytułu na swój gatunek (pozycji klasyfikowanej jako arcydzieło literatury postapokaliptycznej), występuje, jak to zazwyczaj bywa, zarys treści. Ale jaki to zarys! Chaotyczny, niejasny w swoim przekazie: tu jakieś dziecko, tam żebraczka z magicznym pierścieniem, w oddali czyhający chłopiec-zabójca, a także szereg mutantów krążących po ziemi! Tak po prawdzie, o czym traktuje ta pozycja?

Przybysze z ciemności. Inwazja (recenzjaMichaił Achmanow) – recenzja
Książki , Science-fiction / 16 marca 2014

Polski czytelnik ma utrudniony kontakt z rosyjską literaturą fantastyczną. Siergiej Łukjanienko i Nik Pierumow to jedni z nielicznych pisarzy ze wschodu, którzy są szerzej promowani na naszym rynku wydawniczym. Biorąc do ręki pierwszą część dziesięciotomowego cyklu Michaiła Achmanowa nie wiedziałam, czego się spodziewać. Nie miałam zielonego pojęcia o jego twórczości ani też jakiejkolwiek wiedzy na temat rosyjskiej space opery. Książki zachodnie należące do tego gatunku wydawały mi się niemal identyczne – inwazja obcych, opisy kosmicznych bitew, wielkich statków i podróży międzygwiezdnych. Nie ulega wątpliwościom, że Achmanow musiał solidnie przyłożyć się zarówno do samego pomysłu, jak i stylu narracji, by jego książka zasłużyła (jak dowiadujemy się z tylnej części okładki) na miano „jednej z najlepszych space oper zza naszej wschodniej granicy”. Na początek przydałoby się kilka słów na temat samego pisarza. Michaił Achmanow urodził się w 1945 roku w Leningradzie i ukończył fizykę na tamtejszym uniwersytecie. Przez wiele lat zajmował się badaniami nad chemią kwantową i fizyką ciała stałego. Dopiero przez ostatnie kilka lat w pełni poświęcił się pisarstwu. Wspominam o tym, bo wiedza, jaką posiada autor, została bardzo dobrze wykorzystana w Przybyszach z ciemności. Świat, jaki wykreował, jest niezwykle logiczny i precyzyjnie opisany. Akcja powieści została umieszczona w 2088 roku, kiedy…

Mroczne umysły (Alexandra Bracken) – recenzja
Książki , Science-fiction / 11 marca 2014

Samotność jest ceną wielkości i nie ma od tego ucieczki – Waldemar Łysiak Powieści dystopijne są obecnie jednym z najbardziej poczytnych gatunków książek młodzieżowych. Ogromna popularność dzieł należących do tej kategorii oraz to, że większość z nich zostaje szybko ekranizowana, powoduje, że co i rusz pojawiają się nowe pozycje spod znaku dystopii. Igrzyska śmierci Suzanne Collins, Niezgodna Veronici Roth czy Więzień Labiryntu Jamesa Dashnera to tylko niektóre tytuły popularniejszych obecnie powieści tego nurtu. Pierwszy z nich został niedawno przeniesiony na ekrany (zarówno pierwsza, jak i druga część), w krótkim czasie zdobywając wysokie pozycje na listach box office, kolejne dwie książki doczekają się swoich adaptacji już w tym roku. Śladem swoich kolegów i koleżanek po piórze postanowiła się również udać Alexandra Bracken, tworząc niesamowity świat Mrocznych umysłów. Amerykańskie dzieci powyżej dziesiątego roku życia zaczynają chorować na OMNI – ostrą młodzieńczą neuroegenerację idiopatyczną. Niektóre z nich umierają, inne zyskują pewne moce – potrafią choćby podnosić przedmioty siłą swojej woli czy wpływać na maszyny elektroniczne. Rząd postanawia działać, zabiera wszystkich zainfekowanych do specjalnych obozów rehabilitujących. Do jednego z takich miejsc trafia główna bohaterka, a zarazem narratorka powieści – Ruby. Tam, w zależności od tego, jaką mocą dysponuje, czeka ją przydział do jednej z…

Satelita (Aleksander Janowski) – recenzja
Science-fiction / 9 marca 2014

Wydaje się, że już sama biografia autora  powinna wystarczyć na materiał do przynajmniej dwóch książek. Mam na myśli szczególny przypadek Aleksandra Janowskiego. Był on górnikiem, nauczycielem, redaktorem, dziennikarzem, tłumaczem, lektorem, pośrednikiem w nieruchomościach, bankowcem, a nawet pałał się międzynarodową polityką . Do tej listy dopisać należy jeszcze jeden zawód – pisarza.  Satelita nie jest autorskim debiutem Janowskiego, mimo to czytelnik ma wrażenie braków, jakby niezbyt dopracowanego warsztatu pisarskiego, które chowają się między kartami powieści. Zaznaczę na samym początku – to powieść czysto sensacyjna, nie mająca nic wspólnego z fantastyką. Janowski stara się opisać mechanizm działania wielkich korporacji, które bez żadnych skrupułów wykorzystują wszelkie przychylne ich działaniom sytuacje,  a ich członkowie zdolni są posunąć się nawet do morderstw.  Jednak określenie „stara się” jest tu niestety kluczowe – bo jak wiemy, dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Może słabość opisów funkcjonowania światowych gigantów wynika z  faktu, że przeczytałam kilkanaście książek o podobnej tematyce i Satelita wypada na ich tle po prostu blado, nie wyróżnia się niczym szczególnym. Teraz postaram się wyjaśnić swoją opinię.