9 marca 2014

rozkosz nieujarzmionaCzym powinna charakteryzować się dobra książka z gatunku paranormal romance, by mogła przyciągnąć do siebie szerokie grono czytelniczek? Ckliwymi momentami między dwójką kochanków? Opisem potajemnych i szybko skradzionych pocałunków? Momentami grozy i strachu o dalszy los zakochanych? Zapomnijcie o tym! Rozkosz nieujarzmiona wykracza poza takie proste rozwiązania – książka jest nasycona erotyzmem, licznymi wulgaryzmami i dość śmiałymi scenami tortur.

Społeczeństwo ludzkie jest wysoko rozwinięte pod względem cywilizacyjym – posiadamy różnorodne systemy edukacji, innowacyjne rozwiązania gospodarcze i wykształconych specjalistów. Jesteśmy niejakim wzorem dla innych ras, bowiem w książce Larissy Ione takich rozwiązań pozazdrościły nam demony, które otworzyły własny szpital dla nadprzyrodzonych istot. Świat potępionych stworzeń radzi sobie całkiem dobrze, gdyby nie fakt, że muszą nieustannie ukrywać się przed członkami Aegis – specjalnej grupy, której obowiązkiem jest ochrona rodzaju ludzkiego przez złem w postaci demonów. Niemniej to nie główny problem Rozkoszy nieujarzmionej – jest nim romans między Taylą Mancuso, wojowniczką Aegis a Eidolonem, seksownym demonem, chirurgiem Miejsckiego Podziemnego Szpitala w Nowym Jorku.

Cała historia rozpoczyna się od niefortunnego trafienia Tayli do demonicznego szpitala, gdzie opiekę nad nią przejmuje Eidolon – młody inkub, który lada dzień ma ulec przemianie w Seminusa, dorosłego demona seksualnego.  Ona nie powinna go pożądać, on nie może przekroczyć granicy, jaką narzuca mu zawód lekarza, czyli nawiązania więzi emocjonalnych z pacjentem. Niemniej wbrew wszystkiemu romans zaczyna kwitnąć… Napisałam romans? Powinnam określić ich relację raczej jako dobre zgranie seksualne, bowiem nie zamieniwszy ze sobą zbyt wielu słów, główni bohaterowie od razu idą ze sobą do łózka. Dalszy rozwój fabuły jest dość przewidywalny – kochankowie co rusz się kłócą i jednocześnie spełniają swoje cielesne zapotrzebowania do czasu, aż zostają przyparci do przysłowiowego muru. Tayla musi dowieść swojej wierności stowarzyszeniu ujawniając lokalizację szpitala, zaś na Eidolona wywierana jest presja, by pomścił śmierć swoich bliskich i pozbawił życia młodą zabójczynię demonów.

Rozkosz nieujarzmiona rozczarowała mnie pod względem kreacji świata przedstawionego. Cóż z tego, że zarówno ludzie, jak i demony posiadają wysoko rozwiniętą technologię, jeżdżą nowoczesnymi samochodami, w wolne chwile grają na konsolach najnowszej generacji, skoro w przypadku walk używają zwykłych noży i młotków. Jakim cudem dotknięcie przez nadprzyrodzoną istotę może cofnąć wewnętrzne uszkodzenia narządów, skoro nie potrafią oni zaradzić jednemu ugryzieniu przez demona Alu, albo częściowo zniwelować skutków napięcia seksualnego u przemieniających się inkubów? Najbardziej rozczarowały mnie metody wydobywania informacji z przetrzymywanych zakładników – pomysły zaczerpnięte rodem ze średniowiecza, prymitywne i przynoszące nic ponad strach przed cierpieniem. Nie rozumiem stosowania rozżarzonego metalowego prętu czy okrutnego bicia do utraty przytomności, skoro Aegis ma do dyspozycji magiczne przedmioty i eliksiry, które z pewnością zadziałałyby szybciej i bezboleśnie.

Kreacja bohaterów również  pozostawia wiele do życzenia – choć wydają się  być częściowo pogłębieni psychologicznie dzięki zawiłej przeszłości, to kolejne wydarzenia nie przynoszą zmiany w ich zachowaniu, czy też myśleniu. Tayla wydaje się być silna, niezależna i dzielna, jednak to wszystko okazuje się niczym wobec jej największego problemu – braku możliwości osiągnięcia orgazmu. Również Eidolon nie wykazuje większych ambicji – chce znaleźć idealną partnerkę i zawsze spełniać jej seksualne fantazje. Nawet jeśli Ione starała się zaakcentować inne zalety tej dwójki, to niestety, rozmyły się wśród niezliczonej ilości opisów seksualnej frustracji. Moim zdaniem lepiej są scharakteryzowani bohaterowie drugoplanowi – krótko, ale konkretnie, łatwo zapamiętać co ich wyróżnia spośród społeczeństwa. Mam tu na myśli zwłaszcza Writha i Shade’a, przyrodnich braci Eidolona oraz Lori i Kynana, wojowników Aegis.

Rozkosz… jest książką z określaną jako paranormal romance. I choć zawiera większość cech przypisywanych temu gatunkowi (m.in. zawiłe intrygi, nieprawdopodobne wydarzenia, na pierwszym planie znajduje się wątek miłosny), to posiada coś, czego nie mają inne powieści tego typu. Chodzi o dość sporą ilość scen o charakterze erotycznym, a czasami wręcz pornograficznym. Mam na myśli nie sceny, gdzie dwoje kochanków zaczyna się całować i dotykać, a gdy tylko lądują w łóżku, to kończy się rozdział. Autorka poszła o wiele dalej, ze szczegółami opisuje fizjologiczne reakcje organizmu, pieszczoty oralne i akty samozadowolenia. Opisy stosunków seksualnych potrafią ciągnąc się na kilka stron! I powiem szczerze, nie uważam tego za dobre posunięcie. Owszem, wpisuje się w modę drobiazgowego opisywania seksualnych rozterek bohaterów (chociażby słynna ostatnio książka Pięćdziesiąt twarzy Greya), niemniej w moim odczuciu posunęła się trochę za daleko, z pewnością nie nadając się dla młodszych czytelniczek.

Autorka wykorzystała w powieści motywy znane z religii chrześcijańskiej i judaistycznej, całkowicie zmieniając ich pierwotne znaczenie. Tak więc Szeol okazuje się być rodzinnym domem demonów, zaś po śmierci dusze zmarłych trafiają od nowa do ciał, utykając w ten sposób w wielkim kole życia. Nie brak i elementów manicheistycznych w opisie Stwórcy i jego osobowości. Moim zdaniem można było całkowicie pominąć te kwestie, nie wnoszą bowiem nic nowego do fabuły.

Strona językowa powieści również pozostawia wiele niedociągnięć. Nie wiem, czy jest to kwestia przekładu, czy też autorka faktycznie reprezentuje tego typu stylistykę. Pomimo równomiernego rozłożenia partii opisowych i dialogowych, są one bardzo nierówne pod względem językowym. Rażą dość liczne powtórzenia, błędy ortograficzne, ale przede wszystkim nieumiejętność doboru słownictwa – jakoś ciężko było mi sobie wyobrazić pikantno-słodki smak narządów intymnych podczas uprawiania oralnego seksu. Również określenia bohaterów typu seksowny doktorek (królik Bugs?) są miejscami stosowane sztucznie, niepotrzebnie, psując ogólny klimat powieści. Całość podzielona jest na kilkanaście rozdziałów o zróżnicowanej długości poprzedzonych słowniczkiem najważniejszych pojęć występujących w powieści. Pozytywną stroną Rozkoszy nieujarzmionej jest jej wydanie – okładka przyciągająca wzrok (ukazująca ponętną parę kochanków) oraz dobrze dobrana czcionka ułatwia lekturę powieści.

Rozkosz nieujarzmiona okazała się pełną erotyki powieścią, którą się czyta z wypiekami na twarzy. Komu mogę polecić tą pozycję? Na pewno miłośnikom gatunku, ale tym pełnoletnim (ze względu na śmiałe opisy aktu cielesnego) oraz fankom literatury określanej mianem harlequinów. Z pewnością pochłoną powieść w jeden wieczór i z niecierpliwością będą czekać na kolejne tomy, bowiem seria Demonica jest rozpisana aż na pięć części. Pozostałym zaś polecam dalsze poszukiwania.

Pattyczak

Tytuł: Rozkosz nieujarzmiona
Tytuł oryginału: Pleasure Unbound
Autor: Larissa Ione      
Seria: Demonica, tom I  
Format: 143×205 mm       
Oprawa: miękka      
Liczba stron: 406
Tłumaczenie: Kinga Składanowska    
ISBN: 978-83-61386-14-8