Marvel zagrał dziką kartą: stosunkowo mało znany komiks (a raczej seria), mniej znani aktorzy (a przynamniej nie będący codziennie na głównych stronach plotkarskich portali internetowych), a także umieszczenie w centrum wydarzeń gadającego szopa pracza i wypowiadającego tylko jedno słowo ogromnego drzewa (wszak to oni podbili internet i portale społecznościowe) – czy to miało prawo się udać? Oczywiście z jednej strony można powiedzieć, że tak wielką korporację stać na poniesienie ewentualnych strat finansowych, niemniej wykładając równo 170 milionów dolarów studio Disney’a z pewnością liczyło na sukces. I udało im się, bowiem Strażnicy Galaktyki zarobili ponad 770 milionów dolarów, stając się jednym z najbardziej kasowych hitów 2014 roku.
Fabuła filmu jest stosunkowo prosta: zuchwały zawadiaka Peter Quill kradnie bardzo cenny kosmiczny artefakt. Złodziej ma nadzieję sprzedać go na czarnym rynku i zdobyć dzięki temu mnóstwo kasy, jednakże nie spodziewa się, iż przypadkowo pokrzyżował plany złowieszczego Ronana, postrachu całej Galaktyki. Główny antybohater wysyła swoją przybraną córkę, przebiegłą i sprytną Gamorę, aby odzyskała skradziony łup. A jeśli do tego wszystkiego dodać postać gadającego Rocketa, szopa pracza z ogromnym miotaczem ognia, i wielkie drzewo, które potrafi wymówić tylko swoje imię (Groot), to widz otrzymuje istnie wybuchową mieszankę.
Muszę przyznać, iż kinowy trailer w ogóle mnie nie zachwycił. Co? To ma być kolejny Marvel? Serio? Twórcy takich przebojów jak Avengers i trylogii Iron Man chcą przekupić widza tanią komedyjką o zuchwałym złodzieju, który przemierza różnorodne galaktyki? Nie, to nie może się udać. I z takim nastawieniem postanowiłam świadomie opuścić kinowy seans. Kiedy jednak weszłam w posiadanie filmu DVD to bardzo szybko zmieniłam zdanie na temat Strażników Galaktyki. Dlaczego? Ekranizacja serii komiksów okazała się naprawdę udanym dziełem: bawi nie tylko śmiesznymi sytuacjami i rewelacyjnymi dialogami, ale przede wszystkim nostalgicznie nawiązuje do przełomu złotych lat 80-tych i 90-tych, a to dzięki starym taśmom magnetofonowych i muzycznym przebojom tamtego okresu (tutaj znajdziecie udany kawałek soundtracka: Spirit In The Sky.
Przyznaję, iż zaskoczyła mnie gra aktorska. W filmie nie było Roberta Downey’a Juniora (flagowego mistrza Marvela wywołującego śmiech u każdego widza), a mimo tego seans niejednokrotnie wywołał uśmiech na mojej twarzy. Chris Pratt, ten lekko pulchniutki aktor znany ze stosunkowo słabych filmów takich jak Jeszcze dłuższe zaręczyny i Ilu miałaś facetów?, okazał się największym zaskoczeniem! Jego umięśniona sylwetka w połączeniu z doskonałą kondycją fizyczną (wystarczy popatrzeć na kilka scen akcji, gdzie doskonale sobie daje radę z różnymi manewrami) i zieloną (dosłownie zieloną) Gamorą sprawiają, że to ich duet jaśnieje najmocniej w całym filmie. Oczywiście nie można ich porównać do komputerowo wykreowanych postaci Rocketa i Groota, mówiących odpowiednio głosem Bradley’a Coopera i Vin Diesela (chociaż ten ostatni nie miał zbyt wiele do popisu, skoro wypowiadał tylko jedno słowo, trochę jak Hodor z Gry o tron). To naprawdę udana kompania, która nieustannie sobie docina, w międzyczasie wzajemnie ratując swoje tyłki. Niemniej ich wszystkich bije na głowę Ronan. Dlaczego? To zasługa mego ślepego uwielbienia dla gry aktorskiej i głosu Lee Pace’a (Thranduila z trylogii Petera Jacksona). Ten aktor sprawia, że zakochuję się w każdej postaci, w którą się wciela.
Akcja Strażników Galaktyki okazała się naprawdę dynamiczna, a efekty specjalne nie pozwalają na chwilę odprężenia. Jak nie wybuchy i strzelanki, to widz ma do czynienia z bieganiną, próbą ratowania życia lub ucieczką przed arcy-wrogiem. Jedno jest pewne – to połączenie space opery z filmami przygodowymi lat 90-tych sprawia, iż całość ogląda się z prawdziwą przyjemnością.
Nie sposób nie wspomnieć o dodatkach DVD, jakie zamieścił na płycie Galapagos. Te trochę rozczarowują. Po pierwsze, spojrzenie na Avengers: Age Of Ultron tak naprawdę nie wnosi nic nieznanego do fabuły nowego filmu. Ze wszystkimi materiałami i uwagami już wcześniej zetknęłam się w sieci. Natomiast w przypadku usuniętych scen, a raczej pojedynczego epizodu, odbiorca ma do czynienia ze „sztucznym uśmiechem”. To kilkusekundowa sekwencja, w której to główni bohaterowie z przykrością informują Rocketa, iż jego śmiech jest wymuszony. Osobiście zabrakło mi gagów z planu. Trudno, może pojawią się w kolejnych filmach spod znaku Marvela.
Podsumowując, Strażnicy Galaktyki okazali się naprawdę wielkim zaskoczeniem. Prosta fabuła w niczym nie szkodzi, bowiem to humor sytuacyjny i dialogowy są największym atutem omawianej pozycji. To lekka i przyjemna komedia w płaszczyku science-fiction, do której gorąco namawiam każdego czytelnika. Porządna rozrywka gwarantowana!
Pattyczak
Tytuł: Strażnicy Galaktyki
Tytuł oryginalny: Guardians Of The Galaxy
Reżyseria: James Gunn23
Scenariusz: James Gunn, Nicole Perlman
Gatunek: sc-f, przygodowy
Dodatki: Pierwsze spojrzenie na: Avengers: Age Of Ultron; Sceny usunięte
Długość filmu: 116 minut
Premiera: 02.12.2014
Napisy: angielska, węgierska, czeska, polski dubbing
Wytwórnia: Disney