Co się stało z Jasnością, która opuściła Królestwo? Tego nie wie nawet największy Świetlisty ani sam Władca Podziemi, dlatego zarówno Niebo, jak i Piekło wysłało swoich przedstawicieli w celu odszukania Stwórcy. Bramy światłości to trylogia należąca do anielskiego świata Mai Lidii Kossakowskiej. Uniwersum otworzyły opowiadania Żarna niebios, zaś właściwy cykl rozpoczął Siewca Wiatru oraz późniejszy dwutomowy Zbieracz Burz. Trzeci tom z jednej strony zamyka wątek poszukiwania Boga, zaś z drugiej pozostawia promyk nadziei, że literacka przygoda jeszcze nie dobiegła końca. Podczas gdy Daimon i Lucyfer wspólnie, chociaż nie bez wielu trudności, podążają w dalszą podróż do Ergu, Rajzjel udający władzę Głębi próbuje uchronić się przed wściekłym Nergalem. A ten nie daje świetlistemu chwili wytchnienia, jego świta jest o krok przed zdemaskowaniem faktu, iż Bóg opuścił swoje Królestwo, co zburzy nie tylko porządek w niebie, ale i wywoła ogromny chaos w samym piekle. Demoniczny kociak Nefer, ulubieniec Lampki, który wyruszył w poszukiwaniu swego pana jest śledzony przez Asmodeusza, który wyrusza śladami niebiańskiej wyprawy, a anielska drużyna nadal błąka się w Strefach Poza Czasem. Nie wiedzą, że Daimon, mimo podstępu Matariśwana, nadal żyje i próbuje odnaleźć swoich pogrążonych w rozpaczy towarzyszy. Najmocniejszą stroną Bram światłości jest para Frey-Lucyfer. Poziom sarkazmu między nimi…
Celowo nie sięgałam po Hel 3 Jarosława Grzędowicza w roku premiery, czyli zimą 2017 roku, ponieważ chciałam się całkowicie odciąć od opinii recenzentów i krytyków literackich, i bez żadnych uprzedzeń/nastawień zasiąść do lektury mojego ulubionego polskiego pisarza. Jarosława Grzędowicza bardzo wysoko cenię za trzy rzeczy: kreślenie fantastycznych, chociaż opartych na realistycznych przesłankach wizji przyszłości, dotykanie tego, co nas boli w głębi serca, poruszanie trudnych tematów oraz odwagi w głoszeniu prawicowych poglądów przez bohaterów powieści. I wszystkie trzy elementy odnalazłam w jego najnowszej książce. Hel 3 rozpoczyna się od mocnego uderzenia: jesteśmy świadkami wydarzeń na Bliskim Wschodzie i śledzimy początek społecznych rozruchów. Główny bohater chce nagrać filmik u udostępnić w sieci w nadziei, iż zdobędzie wielu widzów i tym samym zarobi trochę więcej gotówki. Później akcja nieco zwalnia: czytelnik ma okazję poznać zasady i reguły rządzące naszym kraje w 2058 roku i tego, jak postęp technologiczny wpłynął na życie i wolność jednostek. A trzecia część powieści? Znowu mamy do czynienia z bardzo interesującymi, pobudzającymi do refleksji wydarzeniami rozgrywającymi się na Księżycu. Rok 2058 to pastisz roku 2017: kultura obrazkowa wyparła kulturę słowa, czytelników, a raczej widzów MegaNetu interesują wyłącznie szokujące nagłówki, brutalne nagrania i liczba lajków na konkretnych kanałach. Bez nich…
Jakub Ćwiek, człowiek orkiestra. Wszędzie go pełno: na facebooku, konwentach, w sieci czy nawet w miejskich bibliotekach podczas spotkań z fanami. Nie minęło nawet pół roku od premiery jego ostatniej powieści Chłopcy, a oto ukazuje się kolejna powieść zatytułowana Dreszcz. Podczas jednego z konwentów, bardzo znany i ceniony w kraju pisarz fantastyki powiedział, że dobry autor nie wydaje więcej niż jednej książki na rok. Ba! Wskazane jest, by nad swoim dziełem pracował jak najdłużej, dopieszczając każdy szczegół, i nie dał się ponieść zmiennym oczekiwaniom publiki. Czy Dreszczowi udało się uniknąć tego typu pokus? Moim zdaniem niekoniecznie. W powieści ukazanych jest kilka wątków: Ryśka „Zwierza” Zwierzchowskiego czy Benjamina Benforda, a wszystko to przeplata się z drugoplanowymi scenami przedstawiającymi tajemnicze morderstwa dokonywane na studentach UJ. Akcja Dreszcza rozgrywa się naprzemiennie w dwóch miastach – Katowicach i Krakowie. W pierwszym z nich spotykamy Ryszarda, starego rockmana, którego głównym celem jest unikanie zatrudnienia oraz słuchanie klasycznego rocka. „Zwierz” nie posiada większych życiowych ambicji: często cierpi na kaca, lubi oglądać filmy ze Stevenem Seagalem, podpalając przy tym jointy, czytać powieści Chandlera oraz pisać piosenki inspirowane niewielkim jeziorem, często wieczorem mylonym przez pijanych ludzi z kawałkiem nieba. Owszem, „Pomylone gwiazdy” miałyby szansę stać się prawdziwym hitem,…
Co się stało z Jasnością, która opuściła Królestwo? Tego nie wie nawet największy Świetlisty ani sam Władca Podziemi. Jednak ze Stref Poza Czasem przybywają wieści, jakoby Stwórca przebywał gdzieś w odległych, niebezpiecznych krainach. Podróżniczka i miłośniczka nieznanych lądów, anielica Sereda, dawna miłość Razjela, poczuła emanację Mocy – na wieść o tym archanioł Gabriel zwołuje wyprawę mającą na celu zbadanie nawet najmniejszych tropów, byle tylko móc odnaleźć miejsce przebywania Boga. Oczywiście nie może zabraknąć tu Abaddona, Daimona Freya, jego wiernego rumaka Piołuna oraz błyszczącej u boku Gwiazdy Śmierci. Bierni nie pozostają także Upadli – ekspedycję podejmuje również Lucyfer, pozostawiając Asmodeusza na tronie Pandemonium wśród buntujących się wpływowych klanów demonów i nielicznej, wiernej Niosącemu Światło gromadki poddanych. O tym, co stało się z Jasnością, nie wiedzą także sami czytelnicy serii Zastępy anielskie – to jedna z największych zagadek cyklu. O ile pierwsze tomy dość mocno opierały się na świętych oraz apokryficznych tekstach trzech wielkich religii monoteistycznych (judaizmu, chrześcijaństwa oraz islamu), tak w przypadku Bram Światłości mowa o znacznym rozszerzeniu samego uniwersum o postacie znane z pogańskich wyznań oraz sekt, między innymi hinduizmu. I to właśnie malownicze światy azjatyckich wierzeń stanowią główne tło dla ukazania tajemniczych i budzących trwogę Stref Poza Czasem. I tutaj ważna uwaga – nowa powieść Mai Lidii Kossakowskiej to integralna część cyklu, nie sposób czytać jej bez znajomości poprzednich…
Lexington Bartleby nie da sobie w kaszę dmuchać. Krzywo na nią spojrzysz – dostaniesz z pięści, oskarżysz o wampiryzm – dziewczyna od razu ugryzie Cię w szyję. Jedno jest pewne, to nie ta sama grzeczna i potulna nastolatka, która niecałe dwa lata temu pilnie odrabiała lekcje i po szkole wracała prosto do domu. W Lexi coś się zmieniło i nawet rodzice nie są w stanie wpłynąć na jej zachowanie. Postanawiają, w ramach kary, wysłać ją na wieś do wujka Morta, zajmującego się rolnictwem. Bohaterka nie przypuszcza, że na miejscu zamiast dojenia krów czeka na nią trening Juniorów, czyli młodych adeptów, zajmujących się wyzwalaniem dusz z ciał zmarłych osób i przeprowadzaniem do tak zwanego PoŻycia. Zgon to debiutancka książka Giny Damico, która, muszę to przyznać, stanowi bardzo udane wejście młodej pisarki w świat literatury fantasy. Na kartach powieści aż roi się od literackich smaczków w postaci nawiązań do najważniejszych dzieł gatunku, zwłaszcza cyklu o Harrym Potterze: wybór kosy jest intymną kwestią (podobnie jak wybór różdżki, nie może tego zrobić nikt inny i na dodatek trzeba poczuć specyficzną więź), w lokalnej knajpie można dostać wysokiej jakości drinki niepowodujących kaca, a na porządku dziennym okazuje się hodowanie pająków, których jad stanowi doskonały lek…
O ile w Czasie żelaza wydarzenia rozgrywające się w książce dotyczyły zaledwie niewielkiego obszaru królestwa Maidun i trwały kilkanaście tygodni, o tyle w Żelaznej wojnie mamy do czynienia z fabułą rozłożoną na przestrzeni kilku lat w niemal całej Zachodniej Europy (Irlandia, Galia, tereny Rzymu). Czytelnik towarzyszy bohaterom w przemierzaniu kolejnych krain, które są podbijane przez Juliusza Cezara, obserwując, jak zwycięstwo wygląda z perspektywy zarówno jego, jak i pokonanych ludów (lub tych, które wkrótce stawią czoła armii rzymskiej). Dominuje perspektywa wojenna: tak pod względem przedstawienia kolejnych ruchów wojsk, jak i opisów rozmów oraz negocjacji prowadzonych przy politycznych stołach. Zaskakująco ukazana została imperialna stolica, Rzym: to miejsce wpływające na poglądy człowieka do tego stopnia, iż potrafi opowiedzieć się przeciwko współbraciom, co można zauważyć w postaci Ragnalla (Owczy Król), który, wysłany na misję dyplomatyczną, diametralnie zmienił swoje stanowisko, twardo opowiadając się za rządami Cezara. Dalsze losy namiestników z pierwszego tomu (Cardena, Chamanki i Atlasa) udowadniają, iż w czasie wojennych zawieruch liczy się bystrość umysłu, hardość charakteru oraz łut szczęścia. Ciekawa jest próba ukazania podbojów kolejnych ziem. Z jednej strony wydawać się może, że rzymskie wojsko niesie ze sobą kaganiec oświaty, jaką stanowi nowoczesne (jak na tamte czasy) cywilizowane społeczeństwo rządzone przez mądrych władców, z…
Zbiór opowiadań Andrzeja Ziemiańskiego pod tytułem Pułapka Tesli to kompilacja pięciu historii, z których cztery były wcześniej publikowane w różnorodnych antologiach (Wypasacz w „Trupach polskich” oraz Chłopaki, wszyscy idziecie do piekła w „Pl +50. Historie przyszłości”) i tematycznych magazynach (A jeśli to ja jestem Bogiem w „Science Fiction” 10/2011 i tytułowa Pułapka Tesli w „Nowej Fantastyce” 11/2012). Nie warto się jednak zniechęcać, ponieważ zebrane opowieści oprócz wspólnego mianownika, jakim jest miasto Wrocław, łączy również ironiczny dystans i bystre spostrzeżenia wobec otaczającej autora rzeczywistości. Polski dom to opowiadanie otwierające najnowszy zbiór Ziemiańskiego. Króciutka historia (licząca dosłownie dziesięć stron!) o zagubionych rodzicach z dwojgiem małych dzieci, którzy wieczorową porą przypadkowo spotykając eleganckiego, starszego pana, oferującego im schronienie i ciepły posiłek. Dalszy rozwój fabuły jest mało zaskakujący, czytelnik na pewno nie raz spotkał się z takim rozwiązaniem (czy to podczas lektury innych tekstów, strasznych historii na letnich obozach albo podsłuchiwania jak dorośli przekazują sobie podobne dzieje), niemniej opowiadanie wypadło bardzo ciepło biorąc pod uwagę całą książkę ze względu na pogodne i miłe zakończenie. Wypasacz zapadł mi w pamięć najbardziej ze wszystkich zebranych tekstów. Dotyczy niewytłumaczalnych gwałtów i porwań kobiet na terenie całej Polski. Młoda wrocławska policjantka Anita sama pada ofiarą tajemniczego pana, który…
Tworzenie opowieści, które mają za zadanie wypełnić pustkę w tak zwanych białych kartach historii ludzkości wcale nie jest prostym zadaniem. Wiąże się to nie tylko z koniecznością pieczołowitego odtworzenia ówczesnych detali polityczno-kulturowych, ale przede wszystkim ze zdobyciem wiedzą na temat codziennego życia, sposobu myślenia oraz etyki i systemu wartości. Dodatkowo dochodzi kwestia stworzenia wiarygodnych bohaterów oraz zręczne wymyślenie fabuły, która bez problemu będzie się zazębiać z prawdziwymi wydarzeniami. Debiutancka powieść Angusa Watsona Czas żelaza to właśnie przykład tego typu książki. Akcja pierwszego tomu otwierającego nową trylogię rozgrywa się kilkanaście lat przed narodzinami Jezusa Chrystusa, dokładnie w 61r.p.n.e. na terenie Wysp Brytyjskich. Bardzo ważne jest przedstawienie zarysu najważniejszych wydarzeń ówczesnych czasów, bowiem to one wyznaczają oś fabularną i determinują kolejne działania bohaterów. Archeolodzy zgodnie przyznają, iż zachowało się bardzo niewiele informacji na temat tak zwanej epoki żelaza (800-43r.p.n.e.), w której żyli brytyjscy Celtowie. Nie znali oni pisma, a główne informacje na ich temat pochodzą z pamiętników Juliusza Cezara. Historycy skłaniają się do tezy, iż Rzymianin dowodził dwoma atakami na Brytanię, niemniej nie istnieją żadne dowody potwierdzające ów fakt. Podejrzewa się, iż Celtowie posiadali miasta z fortyfikacjami obronnymi oraz utwardzone drogi jeszcze przez atakiem Cezara. Autor, bazując na materiałach źródłowych oraz wiedzy…
O drugiej części trylogii, rozgrywającej się w świecie Dalekiego Wschodu, można powiedzieć jedno: bardzo wiele się dzieje, i to w dobrym słowa tego znaczeniu. O ile w Cieniu śmierci Takeshi, członek Zakonu Czarnej Wody, próbował uciec przed swoim przeznaczeniem, tak tu musi się z nim zmierzyć twarzą w twarz. Pod koniec pierwszego tomu bohater dostał sie do niewoli, z której uratowali go bracia zakonni (tak, nasz zabójca nie umarł w finale prymarnej części, a po prostu zemdlał). Teraz ma zostać poddany próbie, jednak wszystko wskazuje na to, iż zakończy się ona męczeńską śmiercią Takeshiego. Na dodatek Antillia wpadła w ręce sekty ateistów, wściekle walczących z powszechnym szamanizmem. Fabuła początkowo nie okazuje się zbyt klarowna: poruszono dużo wątków, na łamach książki pojawia się spora liczba postaci i wszystko wydaje się nie mieć sensu przez lwią część powieści. Jednak jeśli weźmie się pod uwagę, iż Taniec Tygrysa ma mozaikowe, misternie skonturowane epizody, które pod koniec nabierają jasności i spójności, to trzeba chylić przed autorką czoła. Generalnie sam opis złożoności świata przedstawionego robi ogromne wrażenie. Takeshiego 2 można z lekkim przymrużeniem oka porównać do dzieł George’a R.R. Martina: autorka przedstawia ogromne uniwersum, w którym to już nie sam Takeshi, ale także szereg innych…
Space opera to utwór z podgatunku science fiction traktujący o „ romantycznych przygodach, podróżach międzygwiezdnych i kosmicznych bitwach, w którym głównymi wątkami są konflikt międzyplanetarny i osobiste przeżycia bohaterów” (Wikipedia). Grillbar Galaktyka doskonale wpisuje się w konwencję, bo niczego tej książce nie brakuje. Są pościgi, bitwy, ucieczki, walki, sojusze i zdrady. To wszystko zostało bardzo zręcznie wplecione w historię Hermoso Madrid Ivena, głównego bohatera powieści. Tym, co cenię sobie najbardziej w pisarstwie Kossakowskiej jest jej poczucie humoru – pełne absurdu i inteligentnych odwołań do najważniejszych zjawisk ze świata popkultury i polityki. Grillbar to utwór przesiąknięty licznymi nawiązaniami do najpopularniejszych programów kulinarnych (np. Hell’s kitchen Gordona Ramsey’a), literatury science fiction (np. Gwiezdnych wojen), filmów (np. Autostopem przez Galaktykę) czy polityki (idea wielkiej Unii Międzygalaktycznej, która zarządza podległymi jej planetami). Gdzie konkretnie szukać tych metatekstowych nawiązań? Tego nie zdradzę, wprawiony czytelnik powinien odnaleźć je bez trudu, a tym, którzy się ich nie doszukali poradzę, by jeszcze raz uważnie przeczytali książkę, bo to pozycja przeznaczona do wielokrotnej lektury. Spróbuję uzasadnić powyższą opinię. Maja Lidia Kossakowska to jedna z moich ulubionych autorek polskiej fantastyki. Znam jej twórczość literacką i z ręką na sercu mogę rzec, iż najnowszą powieść uważam za najzabawniejszą, jaką pisarka kiedykolwiek spłodziła….