Dlaczego warto sięgnąć po Dwanaście słodkich miesięcy Kasi Guzik? Powody są dwa – to pięknie wydany album ze zdjęciem każdego wypieku, a po drugie – do ich przygotowania nie trzeba całego sztabu drogich i luksusowych składników, często wystarczy to, co każda gospodyni ma ukryte w kuchennych szafkach. Cały fenomen kulinarnego zbioru kryje się w świetnym wyważeniu i podzieleniu składników: w miesiącach zimowych królują przepisy na bazie czekolady, kawy i różnych smażonych smakołyków (pączki, churros, faworki), wiosną na stołach goszczą wielkanocne baby, mazurki, tarty z rabarbarem i wypieki z truskawkami. Lato obfituje w serniki, jabłeczniki i rolady na bazie jabłek, jeżyn, orzechów i śliwek, a jesień – ta zachwyca korzennymi przyprawami, które dodajemy do dyni, owsianych ciasteczek i babek marchewkowych. Bazę stanowią sezonowe składniki – zwłaszcza owoce, do których latem dopiera się lekkie śmietankowe dodatki, a zimą nieco cięższe i sycące czekolady, kawy i bakalie. Co do tych ostatnich warto dodać, że autorka stawia na te łatwo dostępne w każdym sklepie: żurawinę, włoskie orzechy, rodzynki, morele – nie ma tu orzeszków pini, nerkowca lub pekan. Jednym słowem to przepisy na każdą kieszeń. Umiar – to kolejne słowo, które przychodzi mi na myśl, kiedy patrzę na Dwanaście słodkich miesięcy. Sto dwadzieścia przepisów…