Diamentowy plac (Merce Rodoreda) – recenzja
Powieść obyczajowa / 21 marca 2015

Diamentowy plac to pozycja wymykająca się oczekiwaniom, bowiem jej porównania do słynnego już Cienia wiatru Carlosa Ruiza Zafona poczynione na blurbie przez Marcina Wyrwała w zupełności nie oddają niezwykłego klimatu powieści. Książka Rodoredy (pisana w latach 60-tych!) to dla współczesnego czytelnika sentymentalny powrót do literatury wypełnionej pasją, dbałością o detale i jednocześnie poruszającą temat odnalezienia swego miejsca na Ziemi. Merce Rodoreda  (1908-1983) nie miała szczęścia. Katalońska pisarka kilkukrotnie próbowała swoich sił w różnych literackich konkursach, lecz za każdym razem jury odrzucało jej powieści (między innymi  Ogród nad brzegiem morza i omawiany Diamentowy plac). Dopiero po latach przyznano jej nagrodę „Premi d’Honor de les Lletres Catalanes” jako wyraz uznania całego dorobku pisarskiego. To przedstawicielka trochę zapomnianej dziś literatury hiszpańskiego symbolizmu, której z pewnością warto poświęcić swoją uwagę. Barcelona, lata 30-te. Młodziutka Natalia za namową koleżanki Julietty bierze udział w tanecznej zabawie odbywającej się na Diamentowym placu. Tam poznaje przystojnego Quimeta, który już podczas pierwszego spotkania oznajmia dziewczynie, iż za rok będą małżeństwem. Słowa dotrzymuje. Tymczasem sytuacja polityczno-gospodarcza staje się coraz mniej pewna: młodych zaczyna brakować pieniędzy i podstawowych środków do życia, a na domiar złego w powietrzu wisi widmo wojny. Gdy mąż Natalii wyrusza na front, kobieta zostaje sama z dwójką…