Seria Więzień Labiryntu zdobyła ogromną popularność wśród czytelników i miłośników kina postapokaliptycznego na całym świecie. Z jednej strony wielu chwaliło Jamesa Dashnera za stworzenie oryginalnego świata pełnego niebezpieczeństw, w którym może zginąć każdy bohater, zaś z drugiej po finałowym Leku na śmierć fani mogli się poczuć gorzko rozczarowani, ponieważ autor pozostawił wiele pytań bez odpowiedzi. Skąd się wziął wirus Pożogi? Jak wyglądał świat przed atakiem rozbłysków słonecznych? W jaki sposób ludzie stworzyli osady? Kto rządzi na świecie i dlaczego istnieją tajemne grupy działające przeciwko ocalałym? Próbę odpowiedzi na kilka z tych pytań autor podejmuje w Rozkazie zagłady, stanowiącym prequel do właściwej trylogii. W przeciwieństwie do Więźnia Labiryntu, nowa powieść rozpoczyna się od dość wstrząsającej sceny. Małe miasteczko, a w zasadzie osada złożona z ocalałych po rozbłyskach słonecznych ocalałych, zostaje nagle zaatakowane przez grupę tajemniczych ludzi. Zabijają oni każdego, kto stanie im na drodze poprzez aplikację tajemniczej strzałki z wirusem w środku. Zakażona osoba umiera w przeciągu paru godzin, najpierw jednak zaczyna gadać od rzeczy i rzucać się na towarzyszy. Dwie pary ocalałych z masakry – Mark i Trina oraz znacznie starsi Alec i Lana – postanawiają wyruszyć w podróż na północ w celu znalezienia pozostałych i wyjaśnienia tej wstrząsającej sytuacji, której…
Idąc na drugą część ekranizacji naprawdę dobrej książki Jamesa Dashnera (recenzję drugiego tomu znajdziecie tutaj) miałam nadzieję, że producenci chociaż w 60% będą się trzymać literackiego pierwowzoru fabularnego. Tymczasem okazało się, że film w 99% nie ma nic wspólnego z powieścią amerykańskiego pisarza!!! Próby ognia, w wielkim skrócie, traktują o wędrówce nastoletnich bohaterów przez ogromną pustynię. Mają 14 dnia na dotarcie do miejsca zwanego przystanią, gdzie rzekomo czeka na nich lekarstwo na Pożogę, którą zostali zarażeni. Aby nie było zbyt łatwo, to na uciekinierów z labiryntu czekają kolejne potwory (tym razem powodujące ból i poparzenia skóry), ogromne burze z piorunami oraz mieszkańcy pustyni, chcący zabić każdego nowoprzybyłego. Co z tych elementów znalazło się w filmie? Nic. Kompletne nic, jedno wielkie zero. Protagoniści uciekają przed DRESZCZEM, jednak są całkowicie zdrowi, a na swojej drodze spotykają nowych bohaterów (Jorge, Brenda, Aris), wraz z którymi wyruszają w góry, by spotkać tam przedstawicieli Prawego Ramienia, zbrojnej organizacji walczącej przeciwko DRESZCZowi. Akcja filmu Wesa Balla w żaden sposób nie nawiązuje do tytułowej próby ognia, jaką mieli przejść nastolatkowie, zaś finał ekranizacji bardziej nawiązuje do ostatnich scen Zbuntowanej i Kosogłosu niż powieści Dashnera (w moim odczuciu ta scena woła o pomstę do nieba). Jednak jeśli brać…
Pierwszy tom serii Więzień labiryntu okazał się zaskakującą, dość oryginalną książką, w której główne miejsce zajął wątek inicjacyjny o budowaniu społeczeństwa przez grupę nastoletnich chłopców, którzy, zamknięci w tytułowym labiryncie, musieli zmagać się z różnorodnymi trudnościami. Bardzo dobre Próby ognia skupiły się na pustynnym survivalu, który zakończył się równie intrygująco jak początek trylogii. Lek na śmierć przynosi rozwiązanie wszystkich niewiadomych, jakie pojawiały się od początku tej niesamowitej historii. Górolot zabrał ocalałych z pustyni i przeniósł ich w bezpieczne miejsce. Bohaterowie mogli nareszcie odespać kilkadziesiąt okropnych godzin, wziąć prysznic i coś zjeść. Wtedy okazało się, iż część z nich została zamknięta w izolatkach, na ponad miesiąc. DRESZCZ nadal przeprowadza na nich swoje eksperymenty, tym razem obiecując przywrócenie pamięć, jeśli będą chcieli współpracować. I tu następuje rozłam: część postaci na czele z Teresą decyduje się na odzyskanie wspomnień, natomiast pozostali (Brenda, Jorge, Minho i Newt) pod przywództwem Thomasa próbują uciec poza dystrykt tej pozornie okropnej organizacji. Dlaczego pozornie? Okazuje się bowiem, iż DRESZCZ tak naprawdę jest dobry, a labirynt był prawdziwą oazą spokoju w porównaniu do tego, z czym muszą się zmierzyć w Denver (Dlaczego? Wystarczy sięgnąć do tekstu i wszystko staje się jasne). To miasto, które zamieszkują zarówno Poparzeńcy, jak i Odporni….
Trzeba uczciwie przyznać, iż zakończenie pierwszego tomu trylogii Więzień labiryntu było prawdziwym zaskoczeniem, nawet dla mnie (jako, żed uważam się za wyjadacza gatunku powieści survivalowych). Okazało się, iż tytułowy labirynt to złożony i zakodowany system znaków, który został stworzony przez Thomasa i Teresę na zlecenie DRESZCZA. Dwudziestu osobom, z Minho na czele, udało się wydostać z tej pułapki, jednak nastolatków przechwyciła tajemnicza grupa, oferująca im schronienie i żywność (objaśniając również sporą część trudnych sytuacji, przez jakie musieli przebrnąć). Chłopcy nie są jedynymi ocalałymi, ponieważ równolegle do nich funkcjonowała na takich samych zasadach grupa dziewcząt, które również opuściły podobny labirynt. Teraz wszyscy muszą stawić czoła kolejnym wyzwaniom, mającym zaważyć na dalszych losach nastolatków, bowiem stawką jest ich własne życie. Jakim cudem po raz kolejny zmusili bohaterów do toczenia krwawych bojów? Odpowiedź jest prosta – wszyscy zostali zarażeni niosącą śmierć Pożogą, na którą lekarstwo znajduje się w miejscu zwanym przystanią, położonej daleko na północy, czternaście dni drogi przez palącą pustynię. Aby nie było zbyt prosto, to na jej terenie roi się od śmiercionośnych mechanicznych potworów, wszechobecnych, powodujących olbrzymi ból i poparzenia promieni słonecznych, a także ogromnych burz z piorunami. Za mało? Dołóżmy do tego wyklęte miasto, w którym mieszkają ludzie dotknięci chorobą, chcący…
Autorzy młodzieżowych powieści dystopijnych serwują swoim czytelnikom najrozmaitsze wizje przyszłości. W jednej z nich dzieci muszą brać udział w dorocznych Głodowych Igrzyskach, w innej wyznają zasadę Frakcja ponad krwią, niezgodność ponad regułami, w kolejnej większość z nich czeka śmierć, a ci, którzy przeżyją, zostają zesłani do specjalnego obozu. Można śmiało stwierdzić, że pisarze prześcigają się w pomysłach na ukazanie najczarniejszego i najbardziej deprymującego obrazu przyszłości. Hollywood bardzo szybko podchwyciło modę na przygnębiające wizje rzeczywistości i zaczęło ekranizować powieści dystopijne, przykładem adaptacji książki na potrzeby filmu jest Więzień Labiryntu. Wyobraź sobie, że wszelkie Twoje wspomnienia zostają wymazane. Nie pamiętasz nic ze swojej przeszłości, jedynie po jakimś czasie przypominasz sobie własne imię. Do tego znajdujesz się w przedziwnym miejscu, obszarze znajdującym się wewnątrz gigantycznego Labiryntu. Za towarzyszy niedoli masz bandę chłopców w podobnym do Ciebie wieku. Twoim zadaniem jest się dostosować i żyć zgodnie z zasadami panującymi w tym małym społeczeństwie. Oczywiście Ty wolisz dowiedzieć się, co takiego kryje w sobie tajemniczy Labirynt oraz znaleźć wyjście z gigantycznej pułapki. To jednak wiąże się z jednym, potrzebą wejścia do niebezpiecznych korytarzy Jedno jest pewne – Więzień Labiryntu to jedna z lepszych adaptacji książek, jakie zawitały w tym roku na ekrany kin. Nie chodzi…
Na początku była trylogia Jamesa Dashnera. Jedna z powieści przeznaczonych dla nastolatków. Czym się różniła od pozostałych książek? Świeżością pomysłu? Niekoniecznie, jawne są inspiracje takimi dziełami, jak Władcy much Williama Goldinga czy chociażby Dickowym Blade Runnerem. A może nowym, zachwycającym uniwersum? Również niekoniecznie, lektura udowadnia, że świat dzieł Dashnera to zlepek znanych czytelnikom fantastyki idei, gdzie liczy się przetrwanie i wola walki. A jednak zyskała ona sobie naprawdę wielkie grono odbiorców, którzy od miesięcy wyczekiwali pojawienia się filmowej produkcji obejmującej fabularne dzieje pierwszego tomu trylogii Dashera. W czym więc tkwi fenomen powieści, jaką Wes Ball przeniósł na wielki ekran? Czy warto wybrać się do kina na kolejną młodzieżówkę? Filmową fabułę można streścić w jednym zdaniu: pozbawiony pamięci Thomas trafia do tak zwanej Strefy, na terenie której wraz z innymi nastoletnimi chłopcami próbuje wydostać się z otaczającej ich pułapki (tytułowego „żywego” i bardzo niebezpiecznego gigantycznego labiryntu). I tyle wystarczy, ponieważ każdy kolejny opis scen to jawny spojler, odbierający wszelką przyjemność płynącą z seansu. Jedno jest pewne – w przeciwieństwie do książki filmowego Więźnia labiryntu nasycono zwrotami akcji. Nie ma nużących i nic nie wnoszących do fabuły scen. Całą tajemnicę odsłania się powoli, dzięki czemu widz nie zerka na zegarek i tym…
Thomas budzi się w ciemnej windzie. Nie ma zielonego pojęcia kim jest, jak się tam znalazł, ani, co gorsza, dokąd jedzie. Jedyna rzecz, jaką jest sobie w stanie przypomnieć, to własne imię. Po kilku minutach razi go jasne światło i zauważa, iż znajduje się w otoczeniu grupki rówieśników nazywających go pogardliwie sztamakiem. Dość szybko okazuje się, że chłopak trafił na teren potężnego Labiryntu, z którego nie ma możliwości ucieczki. Winda systematycznie dostarcza nowych Streferów (czyli nowych mieszkańców ogromnej, otwartej przestrzeni otoczonej żywym, ruchomym murem), żywność oraz wszelkie niezbędne do życia elementy, takie jak odzież, noże, czy środki opatrunkowe. Thomas i jego towarzysze nie wiedzą, jak się tam znaleźli, kto kontroluje ruchy Labiryntu i groźnych Bóldożerców (połączenia dzikiej bestii z mechanicznym robotem), ani też jak się z niego wydostać. Wiadomo jedynie, iż każdy, kto został ukąszony przez mechanicznego potwora, nagle zaczyna traktować bohatera jak największe zagrożenie i kolaboranta, chcąc go jak najszybciej pozbawić życia. Tytułowy Labirynt jest pewnego rodzaju czyśćcem – nie wiadomo za co trafili do niego chłopcy, muszą za to walczyć o przetrwanie, wkładając w to wiele wysiłku i poświęcenia. Nie można znaleźć wyjścia z tej wielkiej pułapki, niemniej nie zniechęca to do codziennych patroli niebezpiecznego miejsca. Grupa nastolatków…