5 czerwca 2015

Turniej PatuchaTej recenzji nie zacznę w tradycyjny sposób. Na próżno szukać wstępu, krótkiej informacji o fabule, pochwały bohaterów czy oryginalnych miejsc akcji. Trudno również ocenić książkę Pawła Peona Patuchy na tle pozostałych dzieł, bowiem Turniej jest jego powieściowym debiutem. Zacznę od przedstawienia moich czytelniczych oczekiwań wobec młodych pisarzy, ich twórczości i tego, w jakim stopniu autor je spełnił.

Na początku – fabuła. Biorąc do ręki powieść, liczę na dwa typy akcji: dynamiczną, gdzie z trudem można przerwać pasjonującą lekturę, bądź skomplikowaną, intrygującą, której rozwiązanie nigdy nie wpadłoby mi do głowy. Co otrzymałam w Turnieju? Schematyczność, to pierwsze słowo, jakie kojarzy mi się z tą książką. Rozpoczyna się ona od wymuszenia na jednym z głównym bohaterów, Viridoxie, obietnicy wystąpienia w tytułowym turnieju. To od  wygranej zależy los jego ukochanej Asimo. Po zebraniu grupki towarzyszy (Aryjski, Druid, Kokaina) bohaterowie wyruszają do tajemniczego miejsca, gdzie odbywa się konkurs. Po drodze spotykają ich niezwykłe przygody i poznają różne postaci, od sprzymierzeńców po śmiertelnych wrogów. Dlaczego przebieg wydarzeń mnie rozczarował? Głównym powodem jest przewidywalność, dzięki dość dużemu czytelniczemu doświadczeniu wiedziałam, że grupka po spotkaniu z wilkołakami nie wyjdzie do końca cało z opresji, a przymilającemu się tajemniczemu mężczyźnie w karczmie nie można ufać. Bardziej intrygowało mnie, dlaczego bohater spełnia żądanie czarownicy, której nie widział ponad osiem lat i z jakiego powodu była ona więźniem w Grindewaldzie? Niestety, dalsza lektura nie pomogła mi w znalezieniu odpowiedzi.

Rzecz druga – bohaterowie. Od nich zawsze wymagam najwięcej. Mają być porywający, inteligentni, wyróżniający się z tłumu i zapadający w pamięć. Przystojni bądź urzekający swoim charakterem. Nie musi to być postać pierwszoplanowa, kumpel Viridorixa czy brat Asimo z pewnością by mi wystarczył, by uzupełnić braki głównych figur. Turniejowi zabrakło tego wszystkiego – na próżno szukać cech charakterystycznych dla kogokolwiek. Viridorix to ukochany Asimo, która z kolei jest ukochaną Viridorixa. Kokaina to wyzwolona kobieta i znajoma obojga pary, zaś Aryjski to znajomy Kokainy. Są oni opisywani przez odniesienie do innych, co tak naprawdę nie wnosi nic nowego do ich historii czy samej fabuły. Psychologia postaci jest głęboka jak woda w kałuży. Życiowych historii w ogóle brak. Mało tego! W książce roi się od różnego rodzaju wilkołaków, elfów, trolli czy wampirów. Autor zapewne nigdy nie słyszał o powiedzeniu  „co za dużo, to niezdrowo”, w przeciwnym razie nie pozwoliłby sobie na taką mieszaninę, z której nic dobrego nie wynikło. Na próżno szukać jakichkolwiek doświadczeń wyniesionych przez różne przygody bohaterów. Postaci nie uczą się na swoich błędach, ze wszystkiego wychodzą obronną ręką, a przecież nie tego oczekujemy od dobrej książki, prawda? Ja pragnę się identyfikować z bohaterem, a przynamniej podzielać jego troski, zmartwienia i obawy. Podczas lektury Turnieju nie uświadczyłam żadnego podobnego uczucia.

Kolejną sprawą, którą bardzo silnie  powiązano z fabułą, jest świat przedstawiony powieści. Patucha chyba całkowicie o nim zapomniał. Bardzo trudno przyszło mi odnaleźć się w rzeczywistości powieści, bowiem nie miałam zielonego pojęcia, gdzie rozgrywa się akcja, ani w jakim okresie Czy dotyczy ona naszych czasów, świata równoległego, całkowicie wymyślonej rzeczywistości? Brakowało mi również określenia, w jakim klimacie obracają się bohaterowie – średniowiecze, a może w realiach XVII-wiecznych, chociaż glany wskazują na czasy obecne… Tego się nie dowiedziałam. Wiele się domyśliłam, ale to wciąż było za mało. Świat przedstawiony jest jednym z najgorszych minusów powieści, bo nie ma go wcale.

Najwięcej do życzenia pozostawia sfera językowa. Moim zdaniem ta książka nie przeszła żadnej korekty wewnętrznej. Razi przede wszystkim nadmiar czasowników i liczne powtórzenia. Narrator nie pozostawia chwili na odetchnięcie, przyswojenie informacji przez czytelnika. Wszystko gdzieś pędzi, a bohaterowie nieustannie jedzą-piją-śpią-walczą-idą dalej. Nic poza tym. O, przepraszam, czasem zdarzają się też nieprzyzwoite sceny czy dialogi. Jednakże są one sztuczne, bardzo schematyczne i po prostu nierealne. Może autor próbował popisać się swoją erudycją próbując wplątać „spieprzaj dziadu” do powieści (str.64)? Jeśli tak, skąd tyle błędów logicznych i stylistycznych typu „kilka rzeczy jednocześnie, jedna po drugiej, lub wręcz równolegle” (str.32) czy „przeobrażać się w ciało nagiego człowieka” (str.31)? Osobiście poległam na stronie 68, gdzie każdy akapit jest powtórzeniem poprzedniego, nie wnosi nic nowego i bardzo nuży czytelnika. Występują błędy na poziomie interpunkcyjnym i graficznym. Pominę w ogóle kwestię imion, bo to bardzo rażąca kwestia. Jak można stosować nazewnictwo fantastyczne (np. Viridorix) obok nazw własnych zaczerpniętych z potocyzmów (np. Chomik, Kokaina)? Przykre, że w ogóle dopuszczono do wydania tej książki, bowiem jedyną nienaganną rzeczą jest obwoluta.

Połowa Turnieju za mną, a ja nie znalazłam nic fascynującego. Druga część przewidywalna i nudna. Błędy ciągle się powtarzały, podobnie jak i wątki fabularne. Patucha w ogóle nie spełnił moich czytelniczych oczekiwań, wręcz przeciwnie, bardzo rozczarował swoją pozycją. Lektura po prostu męczyła. Dodatkowo brak podziału na rozdziały i wyraźne akapity pogarszają sprawę. Mimo dobrych chęci, nie mogę o tej książce powiedzieć nic dobrego. Chciałam dać szansę debiutantowi, ale wydaje się, że spalił ją już na samym początku.

 

Pattyczak

 

Tytuł: Turniej

Autor: Paweł Peon Patucha

Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza

Data i miejsce wydania: 2012, Warszawa

Oprawa: miękka

Projekt okładki: Agafia Iwanowna

Liczba stron: 308

ISBN: 978-83-7805-185-5

 

Podsumowanie

Turniej

Turniej
  • 1/10
    Wydanie

Zalety

  • Brak

Wady

  • Wtórność i powtarzalność
  • Wiele błędów składniowych
  • Brak jakiegokolwiek dopracowania świata przedstawionego