Mission: Impossible – Rogue Nation (2015) – recenzja filmu
Sensacja / 17 sierpnia 2015

„Nie ma rzeczy niemożliwych” – ta dewiza doskonale oddaje klimat i charakter serii o przygodach i niesamowitych wyczynach agenta IMF Ethana Hunta. Niebezpieczeństwo nie figuruje w słowniku tego bohatera, dla niego rzeczywiście nie ma zadania, którego nie jest w stanie wykonać. Nieważne, czy wiąże się to ze spacerkiem po wysokim budynku całym ze szkła, czy z nurkowaniem w celu podmienienia chipów. Nieustraszony, szalony, lubiący stąpać po cienkiej linie – tutaj nie liczą się cechy charakteru tylko efekt końcowy, a ten zapewnia widzowi niezapomniane wrażenia. Zwłaszcza, że im dalej w las, tym więcej trzymających w napięciu scen. Jak wypadła najnowsza część serii Mission: Impossible? Bardzo przyzwoicie. Kolejna misja, i kolejne niebezpieczeństwo, zażegnane. Wprawdzie akcja wymagała od Ethana wspinania się po samolocie, który wcale nie znajdował się wtedy na ziemi, ale w przestworzach, to jednak trochę adrenaliny jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Grunt, że zadanie zostało wykonane. Teraz można spokojnie udać się do centrali w Londynie i odsłuchać pozostawioną wiadomość, która naprowadzi bohatera na trop Syndykatu. Bardzo szybko okazuje się jednak, że tajemnicza grupa, którą tropi Hunt, znajduje się bliżej niż przypuszczał. Tuż za drzwiami. I udaje jej się schwytać bohatera. Czy i tym razem protagoniście uda się uciec i powstrzymać szaleńców? Może to…