Pierwsza część serii stanowiła tylko przedsmak tego co nas czekało dalej. „Noc Oczyszczenia” opowiadała o losach rodziny podczas jedynej noc w roku, kiedy ludzie mogli bezkarnie zabijać swoich bliźnich. Ale już wtedy dostrzeżono potencjał drzemiący w produkcji i postanowiono kontynuować to szaleństwo, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, zabijania. I tak powstała druga odsłona filmu – z innymi bohaterami, trzeba przyznać, że o wiele ciekawszymi i większym rozmachem. Tym razem nie liczył się dramat jednej rodziny, ale wszystkich postaci występujących w tej produkcji. Rozszerzono także spektrum wykorzystywanych motywów i dodano ten dotyczący pochodzenia, rasy i oczywiście szczebla zajmowanego w społeczeństwie. W trzeciej „Nocy Oczyszczenia” twórcy poszli jeszcze dalej i dodali do tego tygla politykę, religię i walkę o własne przekonania. Jak wyszło? Znany z drugiej odsłony filmu Leo pracuje jako szef ochrony kobiety, która chce znieść najgorszą noc w roku – Noc Oczyszczenia. Jako prezydent będzie w stanie zakazać świętowania tego krwawego wydarzenia. Jednak żeby objąć stanowisko głowy państwa, musi zyskać poparcie oraz jeszcze jedno – przeżyć. Co wcale nie będzie takie łatwe, zwłaszcza że zbliża się sławetna Noc Czystki. I wprawdzie Leo zrobi wszystko, żeby ochronić panią senator, ale nawet on nie jest w stanie przewidzieć, że ktoś z jego…
Ostatnimi czasy horrory, a zwłaszcza slashery i ghost stories, to kalki kalek, gdzie wszystko okazuje się do bólu przewidywalne, widz zamiast się bać, śmieje głośniej niż na niejednej komedii, a same produkcje bardzo ciężko nazwać strasznymi. Czyżby era dobrych filmów grozy bezpowrotnie przeminęła? Całe szczęście okazuje się, że nie. Pojawiło się małe światełko w tunelu, które przywróciło wiarę w ten gatunek. Wiarę, która po ostatnim zalewie pseudo-horrorów została bardzo zachwiana. Wystarczy wspomnieć takie nieudane produkcje, jak Las samobójców, kolejne Paranormal Activity czy Cybernatural. A mogło być tak pięknie, gdyby tylko twórcy przestali próbować zrobić z obrazu grozy coś ambitniejszego. Widz ma się bać, i tego się trzymajmy. Wystarczy trochę pomyśleć, zboczyć z utartej ścieżki i poświęcić więcej czasu postaciom, by wykreować coś ciekawego. Alberto Marini postanowił pobawić się wszystkimi tymi elementami, które w ostatnich latach przyprawiają każdego miłośnika horrorów o ból głowy. Jak to łamanie konwencji wyszło reżyserowi? To miała być zwyczajna praca: czwórka kolonijnych opiekunów, banda dzieciaków i radośnie spędzony czas w hiszpańskiej posiadłości. W końcu w ciągu kilkunastu dni nie stanie się nic złego, prawda? A jednak już przed turnusem czwórka wychowawców będzie miała mały problem z pewnym wirusem, który zamieni ich w żądne krwi zombie 2.0. Nic…
Wydawałoby się, że po wielu próbach i rozczarowaniach trafi się wreszcie na horror, który dostarczy widzowi odpowiedniej dawki adrenaliny i strachu. Zapowiedzi kinowych produkcji mamią i obiecują, jednak konfrontacja z rzeczywistością rewiduje złudny pogląd widza na obraz. Nie inaczej było w przypadku pierwszego w tym roku horroru, który wszedł na ekrany kin – Lasu samobójców. Trailer okazał się klimatyczny i miejscami czuć było powiew grozy. Niestety, na tym powiewie się skończyło, a sam film rozczarował. Mogło być tak pięknie, jednak twórcy postanowili pobawić się produktem, dodać do niego elementy charakterystyczne dla innych gatunków, co sprawiło, że o samym gatunku zapomniano. Co wyszło nie tak? Większość. Sara dowiaduje się, że jej przebywająca w Japonii siostra bliźniaczka, Jess, zaginęła. Dziewczyna wybrała się podobno do słynnego w Kraju Kwitnącej Wiśni lasu. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby mieszkańcy Japonii nie nazywali go Lasem Samobójców, przeklętym miejscem, siedliskiem demonów. Wieść niesie, że to miejsce odwiedzają tylko osoby, które pragną pożegnać się z własnym życiem. Sara nie wierzy, że jej siostra wybrała się do lasu, by się zabić, za dobrze ją zna. Bliźniacza intuicja podpowiada jej, iż w tej historii kryje się coś więcej. Bohaterka decyduje się na podróż do Japonii. Chce odnaleźć…
Kolejny horror, kolejne rozczarowanie? Tak mogliby sobie pomyśleć wszyscy Ci, którzy obejrzeli wcześniej zwiastun produkcji Chrisa Lofinga i Travisa Cluffa. Zapowiadał się kolejny sztampowy i do bólu naiwny film grozy, gdzie absurd goni absurd, a bohaterowie na własne życzenie stają twarzą w twarz ze śmiercią. Tak, trailer był zły i pokazywał równie złą historię, którą powinno się omijać szeroki łukiem. Jednak, mimo nieciekawego pierwszego wrażenia, decyzja obejrzenia Szubienicy nie okazała się aż tak tragicznym w skutkach pomysłem. Owszem, do dobrego horroru tej produkcji daleko, jednak przez chwilę czuć klimat strachu i terroru. Branie udziału w szkolnym przedstawieniu bywa niebezpieczne. Przekonali się o tym uczniowie jednej z amerykańskich szkół, kiedy podczas wystawiania sztuki zginął jeden z grających w niej uczniów. Rekwizyt, za który służyła szubienica, zadziałał zdecydowanie lepiej niż przewidzieli twórcy przedstawienia. Mijają lata, tragedia tamtego dnia jest ciągle żywa. Na tyle, że znajdują się śmiałkowie, którzy pragną wystawić tę samą sztukę. Oczywiście tym razem ma się obejść bez krwawego zakończenia. Jednak czy na pewno? Na początku trzeba podkreślić fakt, że chociąż film okazał się o wiele lepszy niż można było wywnioskować z zapowiedzi, to wcale nie znaczy to, że należy ten obraz uznać za najlepszy horror tego roku. Nie, do…
Pomyślałby kto, że temat wampirów to zagadnienie, które powoli odchodzi do lamusa, że nic więcej nie można powiedzieć o krwiopijcach, a żaden film czy książka nie zaskoczą nas niczym nowym. Nic bardziej mylnego. Odgrzewanie starego kotleta nadal w modzie, o czym może świadczyć produkcja Gary’ego Shore’a pod tytułem Dracula Historia nieznana. Jak wiadomo, powstało wiele filmów opowiadających o wampirach, niektóre lepsze, jak choćbyDracula Francisa Forda Coppoli, inne… cóż, określenie„niestrawne” nie oddaje zła czającego się w każdej klatce produkcji (chodzi oczywiście o serię Zmierzch). Do jakiej kategorii zalicza się twór Gary’ego Shore’a? Plasuje się gdzieś pomiędzy dziełem a kiczem. Vlad staje przed trudnym wyborem – albo odda swoich młodych poddanych do armii Mehmeda, albo będzie musiał walczyć w obronie swojego królestwa. Bohater nie chce popełnić błędu swojego ojca, dlatego próbuje negocjować warunki z Mehmedem. Niestety, ten nie chce zmienić swoich wymagań, dodatkowo pragnie, by pod jego opiekę został również oddany syn Vlada. To przepełnia czarę goryczy, przez co protagonista postanawia nie poddać się żądaniom Mehmeda. Wie, że będzie musiał stawić czoła potężnej armii. Vlad aby uratować swój lud i bliskich, podejmuje decyzję, która zaważy na reszcie jego życia. Dracula Historia nieznana to film przypominający trochę jajko niespodziankę – nie wiesz, czego…
Zapewne większość z Was wie, jak wygląda tablica do wywoływania duchów, zwana też planszą Ouija. To drewniana płyta, na której znajdują się litery alfabetu, cyfry, a także słowa ” TAK”, „NIE” oraz „ŻEGNAJ”; oczywiście, w zależności od wersji, są one napisane w różnych językach. Plansza ta ma służyć komunikacji ze zmarłymi. Istnieją osoby, które wierzą w jej magiczną moc, swego czasu była nieodzownym elementem seansów spirytystycznych. Inni traktują ją jako niegroźną zabawkę. Stiles White, scenarzysta takich horrorów, jak Kronika opętania czyBoogeyman, postanowił wykorzystać tablicę w swoim nowym filmie grozy – Diabelskiej planszy Ouija. Debbie Galardi popełnia samobójstwo – przynajmniej tak twierdzi większość osób. Jednak jej najbliżsi znajomi nie wierzą, że dziewczyna byłaby zdolna do odebrania sobie życia, zwłaszcza, że nie miała ku temu żadnego powodu. Podczas pożegnania Debbie, Laine, przyjaciółka zmarłej, odnajduje w jej pokoju drewnianą tablicę do wywoływaniu duchów. Bohaterka wraz z grupą znajomych Galardi postanawia porozumieć się z dziewczyną i zapytać ją, co tak naprawdę się wydarzyło. Podczas seansu piątka bohaterów nawiązuje kontakt z duchem. Są przekonani, że to Debbie pragnie z nimi porozmawiać. Prawda okazuje się jednak zupełnie inna. Halloween tuż, tuż, dlatego nie ma nic dziwnego w fakcie, że kina zostają dosłownie opanowane przez wszelkiej maści…