Jestem wielką fanką twórczości Philipa K. Dicka. Nie ukrywam, iż jak tylko mam okazję (i pieniądze), to od razu kupuję reedycje jego książek i idę do kina na kolejne ekranizacje powieści. Tym razem na warsztat wzięłam Płyńcie moje łzy, rzekł policjant, niewielkich rozmiarów dzieło (ledwie ponad trzysta stron) nagrodzone w 1975 roku nagrodą Cambella za najlepszą powieść science-fiction oraz nominowane do Hugo i Nebuli. Płyńcie moje łzy rozpoczyna się w typowy, dickowy sposób – głównemu bohaterowi, który wiedzie pozornie szczęśliwe i dostanie życie, z dnia na dzień wszystko wywraca się do góry nogami. W przypadku tego opowiadania mamy do czynienia z Jasonem Traverem, telewizyjną gwiazdą wywierającą ogromny wpływ na swoich odbiorców. Posiada on wszystko, czego dusza zapragnie – pieniądze, sławę, kochanki i obiecujące znajomości. Gdy pewnego ranka budzi się w opuszczonym, hotelowym pokoju bez dokumentów i kart kredytowych, nie ma pojęcia, że to dopiero początek koszmaru, jaki go czeka w brutalnym świecie Ameryki po Drugiej Wojnie Domowej. Jason szybko przekonuje się, że nikt nie może go rozpoznać, zaś wszelkie próby potwierdzenia własnej tożsamości spełzają na niczym, bowiem w żadnym systemie nie widnieje osoba słynnego Travera, prezentera telewizyjnego show. Nie ma o nim jakiejkolwiek informacji, jakby nigdy nie istniał… Wyżej opisana sytuacja jest tylko…
Okazało się, że pierwsza część trylogii Roth była zaledwie przydługim preludium do właściwych wydarzeń, jakie ukazano w Zbuntowanej. O ile Niezgodna skupiała się na przemianie głównej bohaterki z nieśmiałej dziewczyny w zdecydowaną i pewną siebie osobę, o tyle kontynuacja dość mocno kładzie nacisk na chaos obejmujący zarówno szeregi przywódców frakcji, jak i poszczególnych członków działających bez zgody przełożonych. Tobias i Tris znaleźli tymczasowe schronienie u Serdecznych. Tymczasowe, ponieważ muszą nieustannie się ukrywać przed Jeanine i jej ludźmi, jednocześnie powoli wdrażając plan mający na celu obalenie j brutalnych rządów dyktatorki. Bohaterowie prowadzą negocjacje z przywódcami frakcji, walczą z wewnętrznymi podziałami (i zdradami!) między poszczególnymi ugrupowaniami, a także nieustannie uciekają przed łowcami niezgodnych. I w tym momencie czytelnik zostaje rzucony w sam środek zagmatwanej akcji, ponieważ główne wydarzenia co chwila rozgrywają się w innym miejscu: w siedzibie Nieustraszoności, Erudycji, dawnej dzielnicy Altruizmu, a nawet pośród budynków Prawości. Jednak większość liderów i nawet sami protagoniści zapominają o jednym fakcie – grupie bezfrakcyjnych, którzy chcą zmienić swoją dotychczasową pozycję w społeczeństwie i stać się pełnoprawnymi członkami futurystycznego Chicago. O ile Niezgodna broniła się kilkoma oryginalnymi elementami świata przedstawionego, tak Zbuntowana jest już podróbką Igrzysk śmierci. Fabuła trylogii Roth skupia się na walkach między frakcjami (nie mylić z dystryktami), szpiegowaniu, zdradach, planach rządzenia…
Na seans Niezgodnej udałam się, mając za sobą lekturę połowy powieści. Książki, o której powiem szczerze, iż nie porwała mnie w żaden sposób (w przeciwieństwie do filmu, jaki nadał akcji dynamiki i wyrazistości). Nie zaczytywałam się w twórczości Roth, bowiem dzieje głównej postaci okazały się po prostu kolejną historią rozgrywającą się w dystopijnym świecie, fabularnie zbliżonym do Igrzysk śmierci, niemniej pozbawionym brutalności i wszechobecnej przemocy. Porównania trylogii Roth do twórczości Suzanne Collins są przesadzone i po prostu szkodzą powieści, z góry ukierunkowując czytelnika na określoną tematykę i bohaterów. Sama ekranizacja niezgodnej podsyciła we mnie chęć dalszej lektury, której zakończenie sprawiło, że nie skreśliłam cyklu, dając autorce szansę na fabularne zaskoczenie w dalszych częściach. Bliżej nieokreślona przyszłość. Dwójka altruistów, Beatrice Prior wraz z bratem Calebem, w dniu szesnastych urodzin musi przejść tak zwany test przynależności. Wykaże on, do której z pięciu frakcji trafią: Nieustraszoności, Erudycji, Prawości, Serdeczności bądź pozostaną w swoim Altruizmie. Jak same nazwy wskazują, każda z grup rozwija i kształtuje odpowiednią cechę i przygotowuje młodego adepta do wykonywania swoich społecznych obowiązków. Wyniki badań nie nie okazują się wiążące, dzięki czemu nastolatek ma możliwość dobrowolnego wybrania frakcji, w której pragnie się rozwijać. W przypadku osób o niejednoznacznym rezultacie testu podejmowane zostają zgoła inne działania –…
Najważniejsza jest rodzina Powieść historyczna to typ utworu, w którym „świat przedstawiony umieszczony został w epoce traktowanej przez twórcę i jego odbiorców nie jako epoka współczesna, ale jako w zasadzie zamknięty okres dziejów”*. Prawda historyczna odgrywa w takiej książce zasadniczą rolę – autor próbuje oddać klimat czasów opisywanych przez siebie oraz w miarę wiernie przedstawić wydarzenia tamtych lat. Wszechwiedzący narrator, osadzenie wydarzeń w minionych epokach, stylizacja językowa, realizm oraz wyraziście zarysowana fabuła – te wszystkie elementy to główne wyznaczniki omawianego gatunku. Jego największa świetność przypada na okres XIX wieku – za granicą już od jego początków, a w Polsce po powstaniu styczniowym, co wiązało się z silnym zainteresowaniem problematyką historiozoficzną i przeszłością narodową. Do najznakomitszych przedstawicieli gatunku należą choćby Alexander Dumas (syn i ojciec), Charles Dickens, Walter Scott czy też Henryk Sienkiewicz, Bolesław Prus, Wacław Berent. Najnowsze dzieło Sherry Jones, Królowe, zawiera wszystko to, co powinna w sobie mieć dobra powieść historyczna. Beatrycze z Sabaudii wyznaje w życiu jedno motto: „rodzina jest zawsze na pierwszym miejscu”. To właśnie z tego powodu, nie wydając na świat żadnego chłopca, postanowiła zrobić wszystko, by zapewnić swoim córkom odpowiednie pozycje. Dzięki jej staraniom najstarsze dziewczęta, Małgorzata i Eleonora, zostają królowymi – pierwsza Francji,…
Rok 1899, statek z Gdańska do Nowego Świata, na jego pokładzie znajduje się Otto Zotfeld, który posiada ze sobą dwie walizki – jedna zawiera ubrania i inne drobiazgi, druga zaś skrywa wielką, glinianą istotę. Za pomocą kilku hebrajskich słów stary Żyd powołuje do życia golema, stworzenie bez duszy, mające bezwarunkowo wykonywać polecenia swego pana. Nowy Jork, ubogi zakład kowala, libańskiego maronity Bautrosa Arbeely’ego. Pewnego popołudnia piękna i dość majętna Miriam Faddoul, właścicielka lokalnej i dobrze prosperującej kawiarni, przynosi do naprawy mały, lekko nadłamany metalowy flakonik. Podczas pracy z buteleczki uwalnia się dżin, narodzony prawie tysiąc lat temu na syryjskiej pustyni, jednak pozbawiony magicznej mocy spełniania życzeń. Obie istoty nie spotykają się od razu, jak można błędnie wyczytać z blurba. Ponad połowę objętości powieści stanowi charakterystyka środowiska, w jakim przyszło im się obracać, oraz deskrypcja adaptacji do warunków, w których znaleźli się po raz pierwszy w życiu. I tak w przypadku golema, a raczej golemki ochrzczonej mianem Chawa, czytelnik ma do czynienia z bogatym opisem żydowskich środowisk na początku XX wieku. Na kartach powieści przewijają się losy kabalisty i rodzinnego utracjusza, Jehudy Szaalmana, właściwego stwórcy glinianego niewolnika, starego i samotnego chasyda Avrama Meyera, młodego ateisty i zarazem socjalisty Michaela Levy’ego, prowadzącego…
Ku celom pożądanym wiodą drogi trudne – Eliza Orzeszkowa Dobry pomysł to połowa sukcesu – najbardziej liczy się ciekawa i w miarę innowacyjna koncepcja, która powinna przyciągnąć uwagę i zapaść w pamięć. Jak może wyglądać taka idea, jeżeli chodzi o wydawanie książek? Weźmy kilku poczytnych autorów pozycji młodzieżowych i zaangażujmy ich do wspólnego projektu literackiego, którego celem będzie stworzenie siedmiotomowej serii powieści przeznaczonych dla młodego czytelnika. Za każdą część odpowiada inny pisarz. Oczywiście wszystkie siedem tomów tworzy jedną spójną historię, osadzoną w tych samych realiach. Uczestnictwa w takim przedsięwzięciu podjął się Brandon Mull (autor serii Baśniobór czy trylogii Pozaświatowcy), jeden z najpopularniejszych pisarzy powieści młodzieżowych. Wraz z grupą kilku innych literatów (jak choćby Maggie Stiefvater, Shannon Hale czy Garthem Nix) odpowiada za stworzenie cyklu Spirit Animals, a dokładniej jego pierwszego tomu pod tytułem Zwierzoduchy. Starożytne zagrożenie powróciło – Pożeracz pragnie przejąć kontrolę nad całym Erdas. W tym celu pragnie odnaleźć magiczne talizmany, dzięki którym zyska wielką siłę i będzie mógł podbić wszystkie kontynenty. Jedynymi osobami zdolnymi pokrzyżować plany Pożeracza jest czwórka młodych bohaterów: Conor, Abeke, Meilin i Rollan. Każda z tych postaci po wypiciu magicznego Nektaru Ninanii przywołała jedną z Wielkich Bestii. Czwórka młodych protagonistów i ich zwierzęta muszą połączyć siły…
Teoretycznie Łabędzi śpiew stanowi jedną powieść, którą powinno się zrecenzować w jednym tekście, a nie dwóch osobnych. Niemniej rynkowe posunięcie wydawnictwa Papierowy Księżyc okazało się trafieiem w dziesiątkę, ponieważ podzieliło utwór na dylogię i nie okazało się to motywowane jedynie chęcią zysku. Po pierwsze, obie części są dość obszerne i nie wyobrażam sobie, aby można je było połączyć w jeden tom (znacznie utrudniłoby to lekturę tekstu). Drugi, najważniejszy argument, odnosi się do samej fabuły, bowiem Księga II rozpoczyna się siedem lat po zakończeniach wydarzeń znanych z Łabędziego śpiewu, co pozwala na logiczne rozdzielenie utworu na dwa woluminy. Po trzecie, bardzo krzywdzącym byłoby dla książki częściowe przedstawienie fabuły, ponieważ mimo dużej kondensacji treści, zawiera ona wiele wątków, o których nie można by wspomnieć z uwagi na ewentualne spojlery obejmujące dalszą akcję (co spokojnie zrobię poniżej). Dotychczasowy cel podróży Paula, Siostry i reszty grupy okazał się chybiony, w Matheson nie odnaleźli niczego, co ukazywałaby w tajemniczych, indywidualnych wizjach dzięki magii zawartej w szklanym pierścieniu. Nowojorczycy nadal poszukują dziewczyny, która ma w sobie dar życia i może ocalić ludzkość przed jej kresem. Josh, Swan i były członek grupy cyrkowej Rusty podróżują po kolejnych miasteczkach, oferując magiczne występy w zamian za żywność, świeżą wodę i dach nad głową. Widmowy…
Kilka lat temu, podczas pisania pracy magisterskiej, w moje ręce wpadła pewna ciekawa książka. Była nią pozycja pod tytułem „Czysta krew i filozofia. Wampiry stają się naprawdę niegrzeczne”, czyli, jak może wskazywać sam tytuł, spojrzenie na jeden z popularniejszych seriali stacji HBO okiem filozofa. Różnego rodzaju dywagacje o naturzewampirów i ludzi, wyjaśnianie przesłankami kierujących zachowaniami przedstawicieli różnych gatunków czy motyw wyjścia z szafy to tylko kilka z poruszanych w tej pozycji tematów. Książka tak bardzo przypadła mi do gustu, że postanowiłam zaznajomić się z resztą serii. Jakiś czas temu, na fali popularności najnowszej ekranizacji słynnej tolkienowskiej powieści w reżyserii Petera Jacksona, pojawiło się kolejne papierowe dziecko Williama Irwina, odpowiedzialnego za cały cykl filozoficznych rozważań, którego przedstawicielami są choćby „Harry Potter i filozofia” czy „Gra o tron i filozofia”. Tym razem czytelnik został przeniesiony do Śródziemia, by towarzyszyć w podróży niziołkowi, krasnoludom i czarodziejowi. Czy „Hobbit i filozofia. Prawdziwa historia tam i z powrotem” zachował klimat wcześniejszych części serii? Książka pod redakcją Gregory’ego Basshama i Erica Bronsona została podzielona na cztery części. „Odkryj swojego wewnętrznego Tuka” porusza kwestię taoizmu, platońskiej alegorii jaskini czy też hobbickich stóp. Tak, dobrze przeczytaliście – odnóży niziołka, które, jak się okazuje, są bardzo ważne, gdyż chodzenie…
Niezwykła historia Marvel Comics to książka mogąca stać się jednym z przełomowych tytułów na literackim rynku wydawniczym. Wszak nie bez powodu otrzymała ona „komiksowego Oscara”, czyli nagrodę Eisnera. Wydawnictwo SQN powoli staje się czarnym koniem polskiego rynku literackiego, jeśli chodzi o publikowanie książek poświęconych krytyce szeroko pojętych zjawisk popkultury. Kiedy czytałam Koszmary i fantazje. Listy i eseje autorstwa H.P. Lovecrafta, nie sądziłam, że wkrótce będę miała do czynienia z pozycją o równie wysokim poziomie merytorycznym. Jaka miła niespodzianka, bowiem Niezwykła historia Marvel Comics jest tytułem pełnym opisów bezpardonowej walki o kultowe postacie, które współtworzyły znany dzisiaj na całym świecie amerykański mit superbohaterów.
Kultura Dalekiego Wschodu od zawsze fascynowała Europejczyków swoją tajemniczością i niezwykle silnym przywiązaniem do pewnych wartości, takich jak lojalność, prawdomówność, honor i męstwo. Literatura japońskiego kręgu wyróżnia się nie tylko pod względem ogromnych różnic w mentalności bohaterów Starego Kontynentu i postaci wywodzących się z dalekiego kraju kwitnącej wiśni, ale również w kwestiach stylistycznych: jest to przede wszystkim lektura tekstu niezwykle skondensowanego, oszczędnego w opisach i deskrypcji stanów uczuciowych protagonistów. I do tego odległego azjatyckiego zakątka zabiera nas Kossakowska w swojej najnowszej powieści Takeshi. Cień Śmierci. Kraina Takeshiego to świat demonów Ashura, miłosiernych Bodhisattw, feudalnych panów daimio, magicznych kitsune i diabłów Oni, szogunów, samurajów, świętych wierszy sutry, karmy i samsary. Zakon Czarnej Wody, Rozerwanego Kręgu, Osławionego Kunsztu, Zaciśniętej Pięści czy Uśpionej Wierzby to tylko nieliczne tajemne organizacje, w których szkolą się najlepsi wojownicy i adepci magii. Każdy ma określone miejsce i biada temu, kto posunie się do zdrady swojej struktury bądź postanowi dobrowolnie opuścić jej szeregi. W niewielkiej wiosce dochodzi do rzezi grupy lokalnych rzezimieszków dokonanej przez wędrownego artystę zwanego Cieniem Śmierci. Pozbawiona jakiejkolwiek wrażliwości i łaskawości wobec swoich poddanych panienka Mariko nakazuje schwytanie tajemniczego mężczyzny. Córka wójta Takosuke, młodziutka Haru, udaje się do miasta na nocną eskapadę, gdzie staje się świadkiem…