Marvel i DC Comics atakują z każdej strony. I nie mam tutaj na myśli nowych komiksów, zmiany superbohaterów (jak choćby fakt, że Thorem będzie teraz kobieta) czy tę sporą liczbę wysokobudżetowych produkcji, jakie w tym roku zagoszczą na ekranach kin. Atak nadchodzi bowiem jeszcze z jednej strony – z naszych odbiorników telewizyjnych (o ile ktoś takowe posiada) i komputerów. Bo czego nie wzięto do filmu, to trafi do serialu. Takim oto sposobem mamy wysyp telewizyjnych i netflixowskich produkcji o superbohaterach – „The Flash”, „Arrow”, „Legends of Tomorrow”, „Jessica Jones”, „Agents of S.H.I.E.L.D” to tylko niektóre z tytułów. A ma powstać jeszcze więcej, i więcej, i więcej… Nie będę jednak narzekała na ten urodzaj obrazów o komiksowych herosach. Im więcej, tym lepiej. Oczywiście o ile każda produkcja jest przemyślana i coś sobą reprezentuje, a nie powstała z myślą o odcinaniu kuponików od panującej obecnie mody na superbohaterów. Takim potworkom mówię stanowcze „NIE”. Na szczęście jeszcze żaden z seriali mnie nie zawiódł. Choć było blisko, nawet bardzo. Kiedy ogłoszono, że powstanie telewizyjna produkcja o kuzynce Kal-Ela, zaczęłam się poważnie obawiać. Mój niepokój wzrósł, kiedy ogłoszono nazwisko aktorki, która wcieli się w postać Kary Zor-El. Melissa Benoist to przeurocza osoba, niestety w „Glee”…