Dawno nie spotkałam się z tak słabą pod względem fabularnym i psychologizacji postaci powieścią. W zasadzie to romansem, bo wbrew pozorom, Nie mów nic, kocham cię to nie powieść w stylu Bridget Jones, lecz bardzo przewidywalną historią przypominającą nieco Love, Rosie Cecylii Ahern.
Po kolei: Rachel i Ben byli najlepszymi przyjaciółmi na studiach. Ona piękna, mądra, w związku z Rhysem, a on wysportowany, niewalająco przystojny, zmieniający dziewczyny jak rękawiczki. Pewnej nocy coś się między nimi wydarzyło, jednak bardzo szybko temat został zamknięty, a przyjaciele rozstali się na dziesięć lat, nie pozostając z sobą w kontakcie. Dekadę później Rachel próbuje swoich sił jako dziennikarka, świeżo zakończyła związek z Rhysem, a tu przypadkowo wpada na Bena, który przeprowadził się do miasta razem z żoną Olivią. Odnawiają relacje, zaczynają wspominać dawne czasy. Pozostaje tylko pytanie: czy pozostają w przyjacielskich stosunkach, czy jednak jest to coś więcej, dawne uczucia odżyją, a Rachel i Ben nie będą w stanie się temu oprzeć?
Niestety, Nie mów nic, kocham cię jest bardzo przewidywalna: wszystkie dialogi i wydarzenia są tak nakierunkowane, aby dwójka bohaterów nieustannie miała się ku sobie. Nie liczą się emocje pozostałych osób, Olivii i Rhysa, którzy są przedstawieni w negatywnym świetle. I o ile postać Rhysa faktycznie od samego początku jest ukazana dość posępnie, jako imprezowicza i niewiernego muzyka, o tyle o Olivii naprawdę niewiele wiadomo. Bohaterka niemal nie ma żadnych obiekcji, iż może stać się przyczyną rozpadu małżeństwa Bena, mało tego, nawet obwinia Olivię o jej napastliwe zachowanie podczas zwrócenia uwagi na ryzyko romansu męża, bo przecież Rachel jest taka niewinna i nic złego nie zrobiła.
Sama fabuła jest nieco rozciągnięta: chociaż wydarzenia przeplatają się z retrospekcjami z czasów college, to bieżąca akcja jest nieco nudna. Trzydziestolatka ma obok siebie trójkę przyjaciół, którzy próbują pocieszyć ją po rozstaniu z facetem i jednocześnie próbuje ułożyć swoje życie uczuciowe. Jednak cała historia sprowadza się do uświadomienia, iż tak naprawdę Ben jest jej przeznaczony i tylko z nim może być szczęśliwa. Z przyjaciela stał się kochankiem i podporą na dalszej drodze – banalne, prawda?
Nie sposób nie odnieść się do blurbowych porównań do Ślubu Sparksa, Notting Hill, a także wspomnianej już Bridget Jones – są one bardzo naciągane, niemające niemal nic wspólnego z tamtymi książkami. Zabrakło tu typowego, brytyjskiego humoru (jak w Notting Hill i Bridget Jones), brakuje także miłosnych, chwytających za serce opisów jak w Ślubie. Co zatem otrzymuje czytelnik? Prostą historię bez większej głębi, ot, taka przeciętna miłosna historyjka, która mogła zdarzyć się każdemu, słodko-gorzki emocjonalny rollercoster.
To debiut McFarlane, w Polsce wydano jeszcze kilka innych tytułów: Uwaga! To może być miłość (z niemal identyczną linią stylistyczną i okładką), To przez ciebie! oraz Kim jest ta dziewczyna?. I chociaż omawiana pozycja okazała się bardzo przeciętna i miejscami irytująca, to sięgnę po jeszcze inne tytuły autorki by przekonać się, czy rozwinęła swój warsztat literacki, poprawiła psychologizację postaci i co najważniejsze, popracowała nad interakcjami między bohaterami (tu było ich zdecydowanie za mało!). Od strony wydawniczej kuleje dobór czcionki: ma zbyt mało światła między wierszami, przez co sama lektura męczy wzrok.
Nie mów nic, kocham cię Mhairi McFarlane ma przyciągającą wzrok, romantyczną okładkę i całkiem banalne wnętrze. Moim zdaniem to książka z gatunku obyczajówek z delikatnym romansem z niższych półek. Jeśli szukacie historii opartych na dojrzewaniu relacji od przyjaźni do trwałego, głębokiego uczucia miłości, to lepiej sięgnijcie po Love, Rosie, Papierowe miasto, a także Zanim się pojawiłeś.
Pattyczak
Tytuł: Nie mów nic, kocham cię
Autor: Mhairi McFarlane
Tytuł oryginalny: You Had Me at Hello 2012
Tłumaczenie: Magdalena Krzysik
Wydawnictwo: Pascal
Data i miejsce wydania: 2012, Bielsko-Biała
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Wydanie: I
Liczba stron: 445
ISBN: 978-83-7642-216-9