25 listopada 2015

Droga cieniaHigh fantasy w najczystszej i do tego niezwykle apetycznej formie? Mnóstwo ciekawie nakreślonych postaci, które różnią się między sobą i czytelnik nie jest w stanie pomylić jednego charakteru z drugim? Wartka akcja, rozbudowane opisy i zaskakujący punkt kulminacyjny? Oczywiście nie można jeszcze zapomnieć o wciągającej fabule, która omija typowe literackie zapchajdziury szerokim łukiem oraz mnóstwie intryg, posoki i ciał. Jeżeli uważacie, że George R.R. Martin to mistrz w uśmiercaniu postaci, Droga cienia może zmienić Wasze podejście do owego zagadnienia. Zacznijmy jednak od początku…

… gdy pojawia się Merkuriusz – młody chłopak, który za wszelką cenę pragnie zapewnić byt sobie i dwójce swoich znajomych: Jarlowi i Laleczce. Jako dziecko ulicy bohater zna się na kradzieży, skradaniu i podążaniu za ofiarą. A przynajmniej tak mu się wydaje. Podczas jednej ze swoich wędrówek za łupem protagonista jest świadkiem pewnej sceny, w której okazuje się brać udział Durzo Blint – znany siepacz. To właśnie pod wpływem tej chwili Merkuriusz postanawia zostać uczniem płatnego mordercy. Czy jednak uda mu się dopiąć swego?

Weeks doskonale wie, jak stopniowo budować napięcie. Największym atutem tej powieści jest to, że historii, a dokładniej jej zakończenia, nie da się tak łatwo przewidzieć. Pojawiają się drobne elementy, które można odgadnąć, jednak większość fabuły pozostaje dla czytelnika sporym zaskoczeniem. Misternie budowanym, z dokładaniem odpowiednich elementów w idealnym momencie, bez zbędnego rozwlekania wydarzeń. I właśnie to tak bardzo urzeka odbiorcę w Drodze cienia.

Postacie wykreowane przez Weeksa są bardzo interesujące i każda posiada swoją własną duszę. Poza typowym podziałem na pozytywnym i negatywnych bohaterów, pojawiają się również charaktery, które zawierają w sobie zarówno dobre, jak i złe pierwiastki. I to właśnie owe postaci są najciekawsze, gdyż bardzo trudno przewidzieć ich motywy, czytelnik nie do końca jest w stanie określić ich modus operandi. Durzo, Merkuriusz czy Mama K należą właśnie do tego szarego świata, lawirując pomiędzy występkiem a prawością.

Znany z tak wielu powieści fantasy motyw mistrz-uczeń również nie został przejaskrawiony. Autor nie skupia się zbytnio na pokazaniu czytelnikowi tego, jak wygląda trening i cały proces szkolenia, wspomina o najistotniejszych elementach, tylko nakreśla relacje, jakie łączą Merkuriusza i Durzo, oraz pokazuje to, jak duże zmiany w nich zachodzą poprzez znajomość ze sobą nawzajem. Pisarz swoją dbałością o szczegóły i nietuzinkowym podejściem do tematu zamienia zwykłą powieść w złoto.

Jeżeli jeszcze zastanawiacie się nad tym, czy warto sięgnąć po tę pozycję, mam dla was małą podpowiedź. Osobom, które jeszcze nie miały do czynienia z prozą Weeksa, proponuję rozpoczęcie swojej przygody z twórczością pisarza właśnie od tej książki. Autor ma na swoim koncie jeszcze Sagę Powiernika Światła – interesującą, ale niezwykle drobiazgową pozycję. Weeks skupił się w niej bardziej na opisach niż na akcji czy bohaterach. W Drodze cienia sprawa przedstawia się zupełnie inaczej. To sporych rozmiarów tomiszcze nie tylko czyta się z wielką przyjemnością, ale bardzo szybko odbiorca dobrnie do ostatniej strony. Nic tylko wgryzać się w kolejne części.

Katriona

Tytuł: Droga cienia
Seria: Nocny Anioł, tom I
Autor: Weeks Brent
Tłumaczenie: Strzelec Małgorzata
Wydawnictwo: Wydawnictwo Mag
Ilość stron: 576
Numer wydania: III
Data premiery: 2015-03-18

Recenzja najpierw ukazała się na portalu Gildia Literatury.

Podsumowanie

Droga Cienia

Droga Cienia
  • 8/10
    Fabuła
  • 8/10
    Stylistyka
  • 8/10
    Wydanie

Zalety

  • wartka, wciągająca akcja
  • świetne intrygi bez "zapchaj dziury"
  • nieprzewidywalność fabuły

Wady