Młoda władczyni Tearlingu szykuje się do wojny. Kelsea Glynn, sprzeciwiając się postanowieniom traktatu podpisanego przez Elyssę, wedle którego jej poddani mieli trafiać na niewolniczą zsyłkę do krainy Mortu, jednocześnie skazuje się na najazd złowrogiej armii mortmeseńskiej. Protagonistka królestwa jest w stanie zrobić wszystko, by tylko uchronić swój lud przed widmem nadchodzącej zagłady. Głównym celem Szkarłatnej Królowej, która czerpie moc z czarnej magii, jest szybka inwazja i podbicie nowego terytorium i wydawać się może, że nic nie jest w stanie jej powstrzymać. Obok tych rozgrywek drugim ważnym wątkiem poruszanym w Inwazji na Tearling jest coraz częstsze pojawianie się wizji przeszłości sprzed Przeprawy, w trakcie których Kelsea spotyka tajemniczą Lily, której losy będą miały wpływ na bieżącą sytuację społeczno-polityczną w Tearlingu. Jednocześnie bohaterka narażona jest na coraz silniejsze oddziaływanie magii kamieni: wpływają one nie tylko na podejmowane decyzje, ale także stopniowo wprowadzają zmiany w jej osobowości. Spośród kilku nowych bohaterów to postać Lily Mayhew przykuwa najwięcej uwagi – losy młodej kobiety żyjącej niemal trzysta lat temu budzą wiele emocji. Małżeństwo z dobrze sytuowanym partnerem miało jej zapewnić dostatnie życie pod jednym tylko warunkiem – bohaterka ma dać swemu brutalnego i nieobliczalnemu mężowi upragnionego potomka. Kiedy tak się nie dzieje, Lily zaczyna odkrywać,…
Rzeczywistość, w jakiej rozgrywa się akcja Królowej Tearlingu, nie jest godna pozazdroszczenia. Dawno temu przodkowie Kelsei Glynn zmuszeni byli opuścić własne ziemie, by moc stworzyć nowy świat, wolny od technologii, która doprowadziła społeczeństwo na skraj zagłady. Jednak nie udało im się tworzyć krainy mlekiem i miodem pachnącej, bowiem narody podzieliły się na trzy grupy (odpowiednio królestwa Tearlingu, Cadare i Callae), z których każda oddaje część przerażającej Szkarłatnej Królowej stojącej na czele czwartego narodu zamieszkującego królestwo Mortmense. Technologia została zastąpiona przez magię, jak dla równowagi wobec szlachetności, dobroci, rozsądku i miłości równie często można się natknąć na zdrady, oszczerstwa, walkę o władzę, nienawiść i zemstę. Historia rozpoczyna się dość banalnie: 19-letnia Kelsea ma objąć we władaniu królestwo, o którym mało co wie. Dziewczyna wychowywała się niejako w zamknięciu, nie wie nic na temat rządów swojej poprzedniczki Elyssy (i równocześnie matki), nie zna najnowszej historii, nie wie kto jest sojusznikiem a kto wrogiem. Mało tego, nie przejawia żadnych cech, jakie powinny wyróżniać przywódcę narodu: nie zna się na polityce, nie umie podejmować trudnych decyzji, zaś jej głowę zaprzątają negatywne myśli na temat swojego przeciętnego wyglądu. Przybywając do Tearlingu jest pozostawiona sama sobie: musi zasłużyć na szacunek otaczających ja osób, którzy mimo przysięgi…
Jeżeli myśleliście, że przygody Waszych ulubionych bohaterów z książek Ricka Riordana dobiegły końca, myliliście się. Ten amerykański pisarz nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.. Niedawno swoją premierę miał zbiór opowiadań autorstwa Riordana, w którym pojawiają się znani z Olimpijskich herosów, Kronik rodu Kane oraz Percy’ego Jacksona i bogów olimpijskich protagoniści. Dziewięć opowiadań to kolejna dawka emocji, przygód i nowych zadań do wykonania. Co ciekawsze, Riordan postanowił zetknąć ze sobą dwa światy z dwóch odrębnych powieści – uniwersum bogów greckich i egipskich. A to oznacza tylko jedno – nareszcie Percy i Annabeth spotkali rodzeństwo Kane’ów. Jak to w przypadku zbiorów opowiadań bywa, większość tekstów okazuje się dość nierówna: obok naprawdę dobrych historii znajdziemy te mniej ciekawe. W Berle Serapisa także znajdziemy kilka perełek, ale i opowieści, które nie wywołają w czytelniku większych emocji – są przeciętne, przewidywalne i nie zaskakują niczym oryginalnym. Na szczęście nie ma ich wiele, raptem dwie. O jakich opowiadaniach mowa? Największym rozczarowaniem tomu okazała się tytułowa historia, czyli Berło Serapisa – jedno z opowiadań, w których spotykają się bohaterowie Kronik rodu Kane oraz Percy’ego Jacksona i bogów olimpijskich, a dokładniej Sadie i Annabeth. Mimo tego, że całość zaczęła się całkiem ciekawie, im dalej w las, tym opowieść stawała…
Według wierzeń trolle to brzydkie, wręcz odrażające istoty, które nie grzeszą intelektem i lubią siać zamęt. Te wywodzące się z mitologii nordyckiej stwory zamieszkiwały przeważnie lasy i ciemne jaskinie. Wprawdzie nieco przypominały człowieka, jednak trudno je z nim pomylić ze względu na odpychający i nieprzyjemny wygląd. Trolle uwielbiają wszystko, co się świeci – złoto, srebro, piękne klejnoty. I oczywiście, niczym smoki, pilnowanie zgromadzonych skarbów jest dla nich jednym z ulubionych zajęć. Ze względu na swój wygląd i upodobania, jak choćby zamiłowanie do wykradania dzieci z kołysek czy ludzkiego mięsa, troldy bardzo często pojawiają się na kartach powieści. Ich wizerunki wykorzystali chociażby: J.R.R. Tolkien, Brandon Mull, J.K. Rowling czy Guillermo del Toro. Rzadko kiedy autorzy czynią z trolli głównych bohaterów swoich utworów. Danielle L. Jensen poszła o krok dalej i postanowiła połączyć znany z mitologii obraz tych istot z tym bardziej ludzkim. Co z tego wyszło? Życie Cécile ma się niebawem zmienić – dziewczyna wyjedzie ze swojego miasteczka, by podbijać salony cudownym głosem. Matka bohaterki pragnie, by jej latorośl stała się tak sławną pieśniarką jak ona. Niestety dzień przed planowanym wyjazdem Cécile zostaje porwana przez swojego znajomego – Luca. Chłopak obiecał ją, oczywiście za sporą ilość złota, uwięzionym pod Samotną Górą…
Rick Riordan to niewątpliwie jeden z najbardziej poczytnych współczesnych pisarzy literatury młodzieżowej. Jego cykl o przygodach Percy’ego Jacksona zdobył już miano światowego bestsellera, czytelnicy z różnych kontynentów z zachwytem śledzą kolejne przygody tego bohatera. Rick Riordan uwielbia wplatać do swoich powieści elementy różnych mitologii. Wspomniana seria o podróżach i nastoletniego Percy’ego jest mocno połączona z mitologią grecką, inny utwór autora, „Kroniki rodu Kane”, to z kolei wariacja na temat egipskich wierzeń. Pisarzowi nie pozostało więc nic innego, jak sięgnąć w końcu po nordyckie podania. Najnowsza książka Riordana, „Magnus Chase i bogowie Asgardu”, opiera się właśnie na tej mitologii. I tak, miłośnicy serii o synu Posejdona otrzymają kolejny utwór, który stanie się ich literackim uzależnieniem. Magnus Chase nie ma lekko – od dwóch lat jest bezdomny, poszukują go różnego rodzaju instytucje zajmujące się sierotami oraz policja. Jakby tego było mało, spora grupka osób podejrzewa chłopaka o związek ze śmiercią jego rodzicielki – Natalie. Oczywiście bohater nie miał z tym nic wspólnego; to niebezpieczne wilki uśmierciły jego mamę. Tylko który dorosły uwierzyłby w taką historię. Wilki? W centrum Bostonu? Chyba ktoś tu się naoglądał za dużo horrorów. A jednak, Natalie została zabita przez krwiożercze bestie – chroniła przed nimi syna. Magnus czuje…
Uczucia, to jak postrzegamy innych ludzi czy otaczający świat albo reagujemy na pewne zdarzenia, tworzą i kształtują nasz charakter. Czym bylibyśmy, gdyby naszych wyborów i osądów nie definiowały emocje? Pustymi, posłusznymi wydmuszkami, które niczym roboty na ślepo wykonują powierzone im zadania? A może w ogóle by nas nie było? Co oznacza odebranie człowiekowi uczuć? To właśnie sferze emocji najwięcej miejsca poświęciła w swojej serii Lois Lowry. Pokazała społeczeństwo, które nie zna słowa „uczuciowość”. W „Dawcy” autorka zabiera czytelnika do krainy, gdzie mieszkańcy przestrzegają zasad i przyjętych norm, nie wykraczają poza swoje kompetencje oraz powinności, zażywają pigułkę tłumiącą ich emocje. W najnowszej książce z cyklu – „Synu” – jeszcze raz powracamy do tego wypranego z uczuć środowiska. Po co? Czwarty tom „Dawcy” to swego rodzaju spoiwo łączące trzy wcześniejsze historie. Czytelnik znowu odwiedza znany z pierwszej części świata – miejsce, gdzie rutyna i porządek stanowią główne wyznaczniki ludzkiego bytu, gdzie nie istnieją kolory, a prawdziwe uczucia są tłumione przez specjalne pigułki. Odbiorca poznaje czternastoletnią Klarę – dziewczynkę, która została wybrana na naczynie; służy społeczeństwu jako rodzicielka, zapewniając produkty dla nowych komórek rodzinnych. Podczas porodu dochodzi do komplikacji, przez co Klara traci certyfikat rodzenia i otrzymuje inne zadanie. Władze odsyłają protagonistkę do…
Uff, nareszcie koniec. Cinda Williams Chima, wbrew wcześniejszym zapowiedziom, postanowiła zakończyć serię o Kronikach dziedziców. I bardzo dobrze, ponieważ ostatni tom, to znaczy Dziedzic zaklinaczy, okazał się głównie romansem między Emmą a Jonahem, gdzie w tle magia i walki między gildiami odgrywały znacznie mniejszą rolę niż w przypadku pierwszych trzech tomów. O czym pokrótce traktuje Dziedziczka guślarzy? Fabuła nadal w dużym stopniu skupia się na dwójce głównych bohaterów (trochę bardziej na Jonahu, nadrabiając w ten sposób niedociągnięcia z Dziedzica zaklinaczy, gdzie to Emma grała pierwsze skrzypce), niemniej pisarka nareszcie uwypukliła wątek walki między poszczególnymi gildiami i doprowadziła go do końca. Również postać Leeshy została nieco zrehabilitowana po wydarzeniach z wcześniejszego tomu. Tak naprawdę bardzo trudno zakreślić fabułę finalnej części, nie zdradzając zakończenia czwartej odsłony. I może pozostawienie kilku niespodzianek dla czytelnika okazało się dobrym rozwiązaniem, bowiem Chima dość szybko zmienia poszczególne relacje między bohaterami: wróg staje się sojusznikiem, inna postać okazuje się zdrajcą, a to wszystko podczas dość zawiłych przeskoków fabularnych. Czy przekręty, zdrady, tajemne układy polityczne, szantaże i morderstwa mogą sprawić niespodziankę? Chyba nie, biorąc pod uwagę wszystkie tytuły Kronik. Niemniej muszę uczciwie przyznać, iż finalny tom serii zaskoczył mnie z jednego powodu: otwartego zakończenia. Autorka pozostawiła w ten sposób…
Dawno, dawno temu. Za siedmioma górami i siedmioma rzekami, w pięknym królestwie żyła szczęśliwa księżniczka… – większość bajek i baśni o królewnach rozpoczyna się i kończy takim samym schematem: spokojne królestwo, nagły problem, dziewczyna w tarapatach, przystojny książę, który ją ratuje i na koniec wielki happy end. I o ile taką historię może łyknąć młody czytelnik, o tyle ten z bardziej wykształconym gustem literackim nie zadowoli się taką sielankową opowieścią. Zwłaszcza odbiorca, który spędził sporo czasu na zaznajamianiu się z historiami low i high fantasy, gdzie księżniczek i książąt pojawia się całkiem pokaźna liczba. Owszem, zdarzają się pozycje będące kalką baśni, gdzie szczęśliwe zakończenie to tylko kwestia czasu, a żeńskie charaktery przedstawiane są jako słabowite kobietki potrzebujące pomocy ze strony silnego przedstawiciela płci przeciwnej. Erika Johansen postanowiła jednak pójść w innym kierunku – jej księżniczka wcale nie jest melancholijną, anemiczną bohaterką, która nie potrafi samodzielnie myśleć i oddychać. Stworzyła silną osobowość w silnym świecie. Kelsea przez dziewiętnaście lat żyła w całkowitym odizolowaniu – małżeństwo opiekujące się dziewczyną nie pozwalało jej na kontakty z innymi osobami. Wszystko przez to, że bohaterka była następczynią tronu i za jej głowę wyznaczono sporą nagrodę. Opiekunowie przez cały czas wpajali jej, że inni ludzie mogą…
Cykle, serie, sagi – ostatnio coraz więcej książek stanowi poszczególne tomy wchodzące w skład jakiegoś wykreowanego przez pisarza uniwersum, a nie pojedynczą powieść o przygodach danych bohaterów. Chęć większego zysku? Niepohamowana żądza przelania na papier wszystkiego, co siedzi autorowi w głowie? A może nieokiełznana wena, która natchnęła pisarza do stworzenia kilku ksiąg? Powód nie jest ważny, liczy się to, że obecnie panuje moda na tworzenie serii. A to nastręcza pewien problem – bardzo rzadko zdarza się, że wszystkie powieści danego cyklu utrzymują ten sam, wysoki, poziom. Częściej jest tak, że pierwszy tom okazuje się godnym uwagi, a pozostałe wołają o pomstę do nieba. Oczywiście zdarzają się wyjątki, jak choćby seria „Siedem Królestw” autorstwa Cindy Williams Chimy. Raisa wydostała się z rąk porywaczy, teraz jej jedynym celem jest powrót do domu. Wbrew pozorom, to wcale nie okazuje się takie łatwe, zwłaszcza że na dziewczynę polują bezwzględni asasyni. Na szczęście księżniczka spotyka na swojej drodze dobrego przyjaciela. Czy jednak jadąc w asyście bliskiej jej osoby, może czuć się bezpieczna? Pamiętam, jak dosłownie rzuciłam się na pierwszy tom cyklu i pochłonęłam go w błyskawicznym tempie. To było dokładnie to, co Tygryski lubią najbardziej. Pod koniec lektury zaczęłam się jednak zastanawiać nad tym, czy…
Szeroki wachlarz ciekawie zarysowanych postaci. Intrygujący i barwny świat przedstawiony. Wartka akcja, która wciąga i nie pozwala oderwać od dzieła dopóty, dopóki nie dojdzie się do ostatniej strony. Galeria Książki wie, jak wyłuskiwać potencjalne literackie perełki. Większość książek wydanych przez tę oficynę uważam za prawdziwe rarytasy – począwszy od powieści Ricka Riordana, poprzez te autorstwa Trudi Canavan, na dziełach Cindy Williams Chimy kończąc. Do tego dochodzą jeszcze okładki, które można uznać za małe dzieła sztuki. Dlatego kiedy słyszę, że Galeria Książki wydaje nową powieść, wiem, że nie muszę czytać blurbu, by podjąć decyzję o jej zakupie. Strzał na ślepo okazuje się przeważnie tym w dziesiątkę. Nie inaczej było w przypadku sagi Cindy Williams Chimy – „Siedem Królestw”. Pierwszy tom dosłownie połknęłam w całości zaledwie w dwa dni (gdyby nie spora liczba stron i masa obowiązków, zapewne zajęłoby mi to o wiele mniej). Odrzuciłam wszelkie inne literackie dobra, by móc poświęcić się wyłącznie śledzeniu losów bohaterów tej serii. Warto było. Wygnana Królowa, druga część sagi „Seidem Królestw”, zapewniła mi prawie tak dobrą rozrywkę, jak pierwszy tom. Wszystkie drogi prowadzą do Oden’s Ford – akademii wojskowej. I właśnie do tego miejsca udają się główni bohaterowie: Han z Tancerzem, Raisa z Amonem oraz…